wtorek, 7 kwietnia 2015

Chapter 4

Ed już wyszedł na zewnątrz z domu swojej dziewczyny. Za nim wybiegła Vicky. Poczuła, że musi z nim pogadać o tym, co się przed chwilą wydarzyło.
- Hey, Ed! Poczekaj! - krzyknęła za nim. Chłopak jednak nie miał ochoty się zatrzymywać. Tym bardziej nie chciał gadać z przyjaciółką. W końcu dziewczyna go dogoniła. Stanęła mu na drodze, a on ją wyminął - Ed? No ej!
- Czego?! - odwróciwszy się, warknął na nią.
- Co ci się stało...? - zapytała lekko zasmucona jego zachowaniem.
- Nie mam ochoty patrzeć jak ten blond lalunia kręci się wokół mojej Isabelle! - wydarł się.
- Ale ona cię nie zdradza, ani nic... Słyszałeś sam cała historię. To prawda, Ed - próbowała złagodzić sytuację.
- Oczywiście! Broń ich! Vicky, nie jestem głupi! Widziałem jak się zachowywali! Tylko brakowało by się zaczęli tam miziać! Ugh! Słowo daję! Jak znów ujrzę jego cud mordę, to gość straci parę zębów! - chłopak poczerwieniał ze złości.
- Ty po prostu jesteś zazdrosny - zaśmiała się, z tego co stało się oczywiste.
Ed po chwili odwrócił się i zaczął się oddalać od dziewczyny. Nie chciał, by go znów dogoniła, więc zaczął biec przed siebie. W końcu przyjaciel zniknął jej z oczu, a ona postanowiła wrócić do domu jej kumpeli. Chciała chwilę pogadać z Isabelle.

***

W tym samym czasie Ross i Izzy rozmawiali. Jak już wcześniej to uzgodnili, chcą teraz pójść do Maddie. Blondyn ma nadzieję, że pomoże ona nastolatce odkryć jej magiczne moce. Lecz w obecnej chwili ich tematem do rozmowy jest coś innego...
- Masz takie piękne niebieskie oczy... Jeszcze nigdy nie widziałem czegoś aż tak pięknego jak ty - chłopak nie ukrywał, że jest nią zauroczony. Trzymał swoją dłoń na jej policzku.
- Dziękuję - zaśmiała się. On się do niej szczerze uśmiechnął. Następnie po woli zaczął się zbliżać do jej twarzy. Z całego serca chciał, by ich usta złączyły się w pocałunku.
- Okeeey. Może Ed ma trochę racji... - w tym momencie do pokoju weszła Vicky. Para jak poparzona oderwała się od siebie. Później zaczęli się śmiać z tej sytuacji. Dziewczyna tylko stała i patrzyła na nich jak na wariatów - Chciałam tylko powiedzieć, że Ed jest zazdrosny. No i jak widzę... słusznie.
Po tych słowach dziewczyna wyszła. Nie czekała na to co powie jej przyjaciółka. Była niezwykle smutna. Nie mogła uwierzyć w to co widziała. Czy Izzy naprawdę zdradza Eda?
- Od dwóch dni wszystko się sypie... - zabrała głos po chwili nieprzyjemnej ciszy.
- Nie martw się. We wszystkim ci pomogę - przytulił ją.
- Dziękuję - wyszeptała mu we włosy.
Przez dłuższą chwilę trwali w tym uścisku. Oboje potrzebowali siebie nawzajem. Nawet nie byli tego świadomi tak do końca...

***

Ross i Izzy szli powoli ulicą w kierunku Antykwariatu. Rozmawiali o ważnych dla siebie sprawach.
- Od jak dawna wiesz o swoich mocach? - zapytała z nieukrywanym zainteresowaniem.
- Hmm... Miałem 13 lat jak zauważyłem, że dziwne rzeczy się dzieją... Poszedłem z tym do Rydel, a ona dowiedziała się od rodziców o przodku czarodzieju w naszej rodzinie. Na początku myślałem, że sobie ze mnie żartują, ale później jak świadomie coś magicznego zrobiłem... uwierzyłem. Pamiętam jak bardzo się wtedy bałem. To wszystko było jak sen, a do dziś to trwa i... Naprawdę wiem co teraz czujesz.
- Wow... Byłeś małym chłopcem i już wtedy twoje życie wywróciło się do góry nogami... Musiało ci być ciężej niż mi teraz - Isabelle z wrażenia stanęła. Jak sobie wyobraziła małego wystraszonego chłopca, który był młodym czarodziejem, strasznie jej się go zrobiło żal - To musiało być okropne!
- To fakt... Ale spójrz. Dałem sobie radę. Dlatego wierzę, że z tobą będzie tak samo - szeroko się do niej uśmiechnął. Brunetce prawie serce wyskoczyło z piersi...
"On prawie w ogóle mnie nie zna, a jednak wspiera i wiem, że to jest szczere... Słodki z niego chłopak" myślała.
- Dziękuję - tylko na tyle było stać Izzy, która się zarumieniła. Blondyn się uśmiechnął, patrząc na nią. Po chwili kontynuowali swoją wędrówkę.
- A tak w ogóle... Spotkałaś już kiedyś Rydel, co nie?
- Ja? Nie... Nigdy wcześniej jej nie spotkałam - odpowiedziała zgodnie z prawdą.
- Dziwne... Mówiła mi, że cię spotkała...
- Hmm może mnie po prostu widziała wcześniej? - zaśmiała się pod nosem.
- Możliwe... - spojrzał na ich dłonie - Mogę?
- Emm... No dobra - po tym chłopak złapał ją za rękę.
Oboje w tej chwili poczuli przyjemne łaskotanie motyli w ich brzuchach. Było to dla nich o dziwno nowe uczucie. Nawet o tym nie wiedzieli, ale zakochiwali się w sobie coraz bardziej. Izzy kompletnie to nawet do głowy nie przyszło... Ale czy kiedyś to zrozumie? Co się stanie ze związkiem jej i Eda?
- Jest taka szansa, że się kiedyś umówisz ze mną na randkę? - zapytał bez namysłu.
- Nigdy nie mów nigdy - spojrzała w jego urocze brązowe oczka.
Nagle para usłyszała dziwne skrzeczenie. Następnie wiatr mocno powiał. Puścili swoje dłonie i zaczęli się gorączkowo rozglądać wokół siebie. Mieli złe przeczucia...
Dotarli już do centrum Los Angeles. Były to całkiem ciepłe południowe godziny. Bezchmurne niebo. Ulice były dziwnie puste. I ten zapach spalenizny...
Ponownie powietrze przeszył dziwny dźwięk. Tym razem był ogłuszająco głośny i brzmiący złowieszczo. Później miasto ogarnęła ciemność.
Zaniepokojeni Ross i Isabelle spojrzeli w niebo i to co zobaczyli, wstrząsnęło nimi. Ogromny smok latał im nad głowami. Dziewczyna na chwilę wstrzymała oddech.
Stworzenie było wielkości samolotu pasażerskiego. Smoczyca cała była czerwona i jej skórę pokrywały łuski. Dzięki całkiem sporym skrzydłom mogła latać nad ziemią. Jej ogon był niezwykle silny i długi. Co jakiś czas z jej paszczy ulatywał ogień.
Nagle zwierzę zniżyło lot i zaczęło lecieć prosto na bohaterów. Izzy była zdolna tylko krzyknąć z przerażenia.
- Biegnij!
Blondyn wrzasnął tak głośno, jak tylko potrafił. Potem zaczął biec. Na szczęście dziewczyna się ruszyła i podążyła za nim. Smok zionął ogniem, przy okazji niszcząc to, co znalazło się na jego drodze.
Para biegła czym prędzej, ale wciąż za duży dystans dzielił ich od jedynego bezpiecznego miejsca w LA - Antykwariatu.
Ross postanowił wyczarować w biegu samochód. Krótkie zaklęcie i pojawił się przed nimi.
- Wsiadaj! - krzyknął do swojej towarzyszki.
Błyskawicznie wsiedli do pojazdu i chłopak pośpiesznie go odpalił. Ruszyli z miejsca. Niebezpieczny smok siedział im na ogonie. Izzy w lusterku zauważyła ogrom spalonych rzeczy za nimi.
- Daleko jeszcze?! Nie mam ochoty spłonąć żywcem!
- Już zaraz będziemy! - na jego twarzy pojawiły się kropelki potu i napięcie.
Brunetka zobaczyła zbliżającą się chmarę ognia w bocznym lusterku. Pędziła prosto na nich. Dziewczyna z całej siły ściskała pięści ze strachu.
- Uważaj! - krzyknęła spanikowana. Chłopak zrobił unik samochodem, czyli mocno skręcił kierownicę w lewo i ogień ich ominął. Wstrząśnięta Isabelle patrzyła na płomień przez okno. Z wrażenia jej usta się otworzyły.
W końcu para dojechała na miejsce. Szybko wypadli z auta i podążyli do drzwi Antykwariatu. Po chwili byli już bezpieczni w środku budynku. Jednak było jeszcze słychać ryk smoka, królującego na zewnątrz. Oszołomiona dziewczyna patrzyła przez szklane drzwi, oddychając ciężko. Na jej oczach samochód, w którym parę minut wcześniej siedzieli, stanął w ogniu.
Po paru minutach ochłonęli. Musieli się pozbierać po tym, co się wydarzyło dosłownie przed chwilą. Musieli żyć dalej. Taki los...
- Nic ci się nie stało? - zatroskamy blondyn zapytał Izzy.
- Jest w porządku... - dziewczyna odwróciła się do wnętrza pokoju i nie mogła uwierzyć swoim oczom - Wow... Magia...
Isabelle pierwszy raz była w tym miejscu. Była niezwykle zaskoczona najmniejszym szczegółem dotyczącym tego pomieszczenia. Rozglądała się z zachwytem, jednocześnie wchodząc głębiej. Wszystko tu było magiczne, co także wywoływało u niej strach. W końcu nastolatka zauważyła ciotkę Maddie.
- A kogo widzę! Moja mała Isabelle! - kobieta ucieszyła się na znajomy jej widok. Wstała i powoli podeszła do niej. Przytuliła ją na powitanie.
Maddie i Izzy od zawsze były sobie bliskie. Jak była mała, to ciotka często się nią zajmowała. Miały świetny kontakt z sobą. Były sobie chyba bliższe niż matka z córką...
Jednym z najpiękniejszym wspomnień jakie miały to puszczanie latawca. Dziewczyna miała 9 lat. Był piękny, wietrzny dzień. Cały dzień się śmiały, było tak dobrze. Pragnęły cieszyć się chwilą... Wtedy brunetka po raz pierwszy poczuła swoją miłość do powietrza i latania... To wspomnienie wciąż było żywe w ich głowach. Jakby czas się zatrzymał... Nawet nie wiedziały, jak bardzo tęsknią za tym wszystkim, co minęło bezpowrotnie.
- Aww. Jak słodko - Ross się zachwycił widokiem przytulających się członkiń rodziny Starlight.
- Oj chodź do nas - odpowiedziała Maddie. Chłopak posłusznie do nich dołączył.
Cała trójka przytulała się, mając na twarzach wymalowane uśmiechy. Tylko zdjęcie zrobić...

***

Kelly radośnie buszowała w kuchni w domu. Robiła sobie zapiekankę. Wyjęła ją z mikrofalówki i położyła na talerzyku. Następnie wyjęła z lodówki colę. Cały czas podśpiewywała sobie pod nosem "Smile" R5. Mimo, że nie była zbyt wielką fanką zespołu, to jednak uwielbiała tą piosenkę.
Tanecznym krokiem wraz z jedzeniem przeszła z kuchni do salonu. Postawiła swój pokarm na stoliku przed kanapą i usiadła na czerwonym meblu. Wzięła pilota do ręki i włączyła swój ulubiony serial w telewizji. Glee. Później zaczęła konsumować swoją zapiekankę.
Nagle jej program został przerwany. Zaczęto nadawać program informacyjny, który mówił o zniszczeniach w centrum Los Angeles. Pokazywano zdjęcia spalonych części miasta, a dokładniej mówiąc samochody itp rzeczy, które były na ulicach.
Kelly się przeraziła. Przypomniała sobie, że Isabelle wyszła wraz z Rossem właśnie w te okolice. Pośpiesznie odstawiła talerz na szklany stolik i wyłączyła telewizor. Przewidywała najgorsze. Smok się obudził...
Wyjęła telefon z kieszeni i wybrała numer do Edmunda. Była spanikowana, ale jednak miała jeszcze trochę zdrowego rozsądku. Po 3 sygnałach odebrał.
- Przyjedź jak najszybciej do centrum. Tu chodzi o zdrowie Isabelle - nie czekając na jego odpowiedź, rozłączyła się. Następnie porywając torebkę i płaszcz z wieszaka w przedpokoju, wybiegła z domu.

***

W końcu cała trójka się od siebie oderwała. Ross i Isabelle już się uspokoili. Niebezpieczeństwo już minęło. Mogli chodź na chwilę zapomnieć o tym wszystkim.
- To była Smoczyca, prawda? - Maddie poważnie ich zapytała.
- No tak... Tylko, że ja myślałem, że ona śpi... - Ross bezradnie się podrapał po głowie.
- Jak widzę, już tak nie jest. To właśnie ona musi teraz pilnować swoich jaj..  Obudziła się, gdy jej strażnicy umarli. Myśli, że ją opuścili, zdradzili. Dlatego jest agresywna. Isabelle jest ich córką, więc... - Maddie opowiedziała im, to co wiedziała ze świata magii. Nowe wieści roznoszą się tu z prędkością światła... - Zaraz znajdę odpowiednią Kronikę!
Kobieta podążyła do regałów z książkami i zniknęła parze z oczu. W tym momencie Izzy wymownie spojrzała na blondyna.
- To nie fair... Smok chce mnie ukatrupić za to kim jestem...
Zrobiła minę zbitego szczeniaczka. Na to chłopak parsknął śmiechem. Nastolatka do niego dołączyła po chwili. W końcu przestali się śmiać.
- Nie no powaga... Najważniejsze, że nic ci się nie stało - puścił do niej oczko.
- Dlaczego, aż tak się mną martwisz? - zapytała lekko się śmiejąc. 
- Bo jestem twoim aniołem stróżem i na tym polega moje życie - blondyn dotknął jej policzka.
Błyskawicznie zatonęli w swoich oczach. Chłopak nie mógł się powstrzymać i niebezpiecznie zaczął się zbliżać do jej ust. Izzy nawet nie próbowała go odpychać. Oboje stracili kontrolę nad sobą.
W końcu ich usta się połączyły w pocałunku. Uczucie euforii ogarnęło nimi. Było to coś czego jeszcze nigdy nie czuli. Wielkie pożądanie, motyle rozsadzające brzuch, przyjemne dreszcze na całym ciele.
Po pewnym czasie Ross postanowił pogłębić pocałunek. Mocno ją przyciągnął do siebie, kładąc swoje dłonie na jej biodrach. Ona zaś okalała swoimi rękami jego głowę. Całkowicie oddali się sobie. Poddali się temu uczuciu, które obudziło się w ich sercach w czasie pierwszego ich spotkania. Jednak nie trwało to długo...
Nagle do wnętrza Antykwariatu weszli Kelly i Ed. Blondyn zobaczywszy swojego konkurenta całującego się z jego dziewczyną, poczerwieniał na twarzy. Wściekły zbliżył się do pary i ich brutalnie rozdzielił. Następnie mocno się zamachnął i jego ręka miała bliskie spotkanie ze szczęką chłopaka. Ross z wrażenia wylądował na ziemi. Krew mu zaczęła lecieć z nosa. Blondyn dotknął dłonią bolącego miejsca, jednocześnie ścierając małą ilość krwi z twarzy.
- Masz za swoje - Ed mu pogroził palcem.
- Ed! Na miłość boską! Oszalałeś?! - Isabelle wydarła się na niego. Następnie usiadła na ziemi obok poszkodowanego, dotykając jego twarzy - Bardzo boli?
- Bywało gorzej - zaśmiał się. Dodał trochę ciszej, co tylko ona usłyszała - Warto było.


_______________________________________________________________
Oto i jest rozdział 4! xd Wyszedł dłuższy niż chciałam! xdd No trochę się tu działo, co? Mam nadzieję, że się wam podoba. Mogę liczyć na parę komentarzy? Pozdrawiam!