Edmund bieg przed siebie, dopóki nie zabrało mu sił w nogach. Lekko się nachylił i położył swoje dłonie na udach. Ciężko dyszał. Po chwili odwrócił głowę, by spojrzeć za siebie. Nigdzie nie widział Izzy, ani nikogo znajomego. Był sam.
Biegł odkąd wyszedł z Antykwariatu. Chciał być jak najdalej z tego miejsca. Miał nadzieję na ucieczkę od tego, co się wydarzyło. Parę razy ścierał pojedyncze łzy, ściekające po jego policzkach. Nigdy nie płakał, jak teraz. Czuł się słabo.
Ulica, na której się znajdował, była opustoszała. Zero ludzi, zero samochodów. Było to bardzo dziwne, biorąc pod uwagę, że to był dzień powszedni.
Dookoła były tylko jednopiętrowe, bogate, jednorodzinne domki. Wszystkie były białe, ale jednak każdy się od siebie różnił. Była to dość zielona okolica, ponieważ każdy dom posiadał pięknie zadbany ogród.
Ed przetarł ręką po spoconym czole. Drżał. Bał się? Był aż tak zraniony? A może było mu zimno? Nie był do końca pewny z jakiego powodu.
Nagle latarnia nad jego głową zaczęła migać swoim żółtawym światłem. Było to dziwne zjawisko, ponieważ było południe. Światło latarni nie było potrzebne.
Nerwowo rozejrzał się wokół siebie. Zauważył, że wszystkie latarnie przy tej ulicy migały. Chłopak lekko się zdenerwował. Nie wróżyło to nic dobrego.
Nagle zaczął ponownie biec. Gnał do domu, który na szczęście nie był już daleko. Miał złe przeczucia. Czuł, że się zaraz wydarzy coś nienaturalnego. Magia...
Chwilę po tym dziwnym przeczuciu, przeszył go okropny ból w czaszce. Zatrzymał się. Ból był aż tak nagły i natarczywy, że aż jęknął. Zgiął się wpół, trzymając za głowę i padł na chodnik.
Później usłyszał damski głos w głowie. Był dziwnie znajomy.
"A kogo ja tu widzę. Edmund. Chłopak Isabelle. Nareszcie spotykam kogoś znajomego... Jakoś słabo wyglądasz, chłoptasiu. Hahaha... Spójrz na mnie, gdy do ciebie mówię!"
Nagle niewidzialna ręka brutalnie podniosła jego głowę za brodę. Przez chwilę patrzył w pustkę, lecz chwilę po tym coś zaczęło się przed nim pojawiać. Niczym jak kwadracik po kwadraciku na ekranie telewizora. Gdy człowiek w pełni się zmaterializował, rozpoznał właścicielkę tego głosu.
- Ciotka Andie? - wymamrotał z grymasem bólu, malującym się na jego twarzy. Był także wielce zaskoczony.
Biegł odkąd wyszedł z Antykwariatu. Chciał być jak najdalej z tego miejsca. Miał nadzieję na ucieczkę od tego, co się wydarzyło. Parę razy ścierał pojedyncze łzy, ściekające po jego policzkach. Nigdy nie płakał, jak teraz. Czuł się słabo.
Ulica, na której się znajdował, była opustoszała. Zero ludzi, zero samochodów. Było to bardzo dziwne, biorąc pod uwagę, że to był dzień powszedni.
Dookoła były tylko jednopiętrowe, bogate, jednorodzinne domki. Wszystkie były białe, ale jednak każdy się od siebie różnił. Była to dość zielona okolica, ponieważ każdy dom posiadał pięknie zadbany ogród.
Ed przetarł ręką po spoconym czole. Drżał. Bał się? Był aż tak zraniony? A może było mu zimno? Nie był do końca pewny z jakiego powodu.
Nagle latarnia nad jego głową zaczęła migać swoim żółtawym światłem. Było to dziwne zjawisko, ponieważ było południe. Światło latarni nie było potrzebne.
Nerwowo rozejrzał się wokół siebie. Zauważył, że wszystkie latarnie przy tej ulicy migały. Chłopak lekko się zdenerwował. Nie wróżyło to nic dobrego.
Nagle zaczął ponownie biec. Gnał do domu, który na szczęście nie był już daleko. Miał złe przeczucia. Czuł, że się zaraz wydarzy coś nienaturalnego. Magia...
Chwilę po tym dziwnym przeczuciu, przeszył go okropny ból w czaszce. Zatrzymał się. Ból był aż tak nagły i natarczywy, że aż jęknął. Zgiął się wpół, trzymając za głowę i padł na chodnik.
Później usłyszał damski głos w głowie. Był dziwnie znajomy.
"A kogo ja tu widzę. Edmund. Chłopak Isabelle. Nareszcie spotykam kogoś znajomego... Jakoś słabo wyglądasz, chłoptasiu. Hahaha... Spójrz na mnie, gdy do ciebie mówię!"
Nagle niewidzialna ręka brutalnie podniosła jego głowę za brodę. Przez chwilę patrzył w pustkę, lecz chwilę po tym coś zaczęło się przed nim pojawiać. Niczym jak kwadracik po kwadraciku na ekranie telewizora. Gdy człowiek w pełni się zmaterializował, rozpoznał właścicielkę tego głosu.
- Ciotka Andie? - wymamrotał z grymasem bólu, malującym się na jego twarzy. Był także wielce zaskoczony.
***
Ross mocno przycisnął Isabelle do siebie. Jego dłonie błądziły po jej plecach i tylko chciały coraz więcej. Brunetka położyła swoje dłonie na jego torsie. Całowali się bardzo namiętnie.
Uczucia dały górę. Ich serca biły tym samym szybkim rytmem. W głowach mieli pustkę. Ich brzuchy rozsadzały miliony motyli. Chemia była taka silna, że aż iskrzyło. Kompletnie stracili nad sobą panowanie.
Po chwili chłopak trochę ją przygniótł do drzwi samochodu. Nie przestawali się całować. Jego ręce powędrowały lekko w dół. Biała koszula Izzy lekko poszła do góry za pomocą rączek blondyna. Musnął jej skórę pleców palcami. Przeszył ją przyjemny dreszcz.
Następnym ruchem Rossa było zaczęcie całowania jej brody i szyi. Brunetka przegryzła dolną wargę. Nawet nie przyszło jej do głowy, by go powstrzymywać. Czuła piękny zapach jego perfum. Czuła jego miękkie blond włosy na sobie. Było jej dobrze. Chłopak zaś miał nieprzyzwoite zamiary.
Uczucia dały górę. Ich serca biły tym samym szybkim rytmem. W głowach mieli pustkę. Ich brzuchy rozsadzały miliony motyli. Chemia była taka silna, że aż iskrzyło. Kompletnie stracili nad sobą panowanie.
Po chwili chłopak trochę ją przygniótł do drzwi samochodu. Nie przestawali się całować. Jego ręce powędrowały lekko w dół. Biała koszula Izzy lekko poszła do góry za pomocą rączek blondyna. Musnął jej skórę pleców palcami. Przeszył ją przyjemny dreszcz.
Następnym ruchem Rossa było zaczęcie całowania jej brody i szyi. Brunetka przegryzła dolną wargę. Nawet nie przyszło jej do głowy, by go powstrzymywać. Czuła piękny zapach jego perfum. Czuła jego miękkie blond włosy na sobie. Było jej dobrze. Chłopak zaś miał nieprzyzwoite zamiary.
Na chwilę się od niej oderwał. Już miał wziąć się za rozpisanie guzików jej koszuli, gdy nagle zauważył, że ktoś się im przygląda przez okno. Vicky. Nastolatka stała naprzeciw auta. Miała zadziorny uśmieszek wymalowany na twarzy.
Blondyn zesztywniał i prędko się odsunął od Isabelle na swoje siedzenie. Ona zaskoczona nie czując jego dotyku, ani ciepła bijącego od jego ciała, otworzyła oczy. Doznała szoku. Nie spodziewała się, że ujrzy przyjaciółkę. Oboje patrzyli na nią przerażeni.
Chwilę później Vicky jakby nigdy nic wsiadła do auta na tylne siedzenie. Cały czas dziwnie się uśmiechała. Para mogła tylko ją obserwować z otwartymi ustami.
- Oj widzę, że się dobrze bawiliście. Nie zwracajcie na mnie uwagi. Możecie kontynuować swoją zabawę. Z chęcią popatrzę - na koniec swojej wypowiedzi zaczęła się głośno śmiać.
- Vicky... - odezwała się Izzy. Dziewczyna przestała się śmiać, ale dalej patrzyła na przyjaciółkę rozbawionym wzrokiem.
- Nie? No to się ogarnijcie i możemy jechać - zachichotała.
Ross posłał zadziorny uśmieszek ku Isabelle. Ona na to przewróciła oczami. Następnie blondyn się nachylił i lekko ją pocałował. Uśmiechnęli się do siebie. Na koniec chłopak spojrzał na drogę przed sobą. Wziął głęboki wdech. Chwilę potem było słychać dźwięk silnika i samochód ruszył w stronę domu rodziny Lynch.
***
- Rydel! - wołała Stormie z kuchni - Rydel!!!
W domu panował chaos. Każdy miał wiele obowiązków przed rodzinnym obiadem. Ale o dziwo było w miarę cicho...
Mark wraz z Rylandem myli okna, Rocky i Ellington zajmowali się nakryciem stołu, a Riker zamiatał podłogę w ogromnym salonie. Została nam jeszcze Rydel. Dziewczyna miała pomagać matce w kuchni. Właśnie. Miała...
- Rydel!!! Na miłość boską, chodź tu!!! - kobieta dalej wołała córkę.
Stormie stała przy piekarniku i próbowała wyjąć upieczonego kurczaka z urządzenia. Nie mogła sobie sama z nim poradzić. Był duży, ciężki i gorący.
Była ubrana w swój ulubiony fartuszek z napisem "Big mama". Nie należy ona do najszczuplejszych kobiet, ale jej to w ogóle nie przeszkadzało. Wręcz nawet lubiła to, jak wygląda. Była w stanie z tego żartować.
Pod fartuszkiem miała różową sukienkę do kolan, a jej włosy były upięte w koka. Zdążyła już się przebrać na obiad.
Nagle do kuchni weszła Rydel. Tylko spojrzała na matkę i od razu popędziła jej z pomocą. Obie sprawnie bez słowa postawiły mięso na specjalnej tatce na blacie.
- No to teraz słucham. Coś ty robiła tyle czasu? - Stormie spokojnie zapytała blondynkę, posyłając jej przelotne spojrzenie.
- Przez 20 minut próbowałam dodzwonić się do Rossa.
- Pięknie... Odebrał w końcu?
- Tak. Jedzie tu wraz z Isabelle i jej przyjaciółką Vicky.
- No to ładnie. Wreszcie poznamy tą dziewczynę - szeroko się uśmiechała do córki.
Kobieta chwilę pogrzebała w szufladzie i wyjęła kuchenne rękawice. Były całe w kolorowe kwiaty. Były uderzająco podobne do tych, co przed chwilą używała, ale te miały doszyty napis "Rydel". Wręczyła je dziewczynie.
- Bądź tak dobra i zanieść kurczaka na stół - poprosiła.
Blondynka posłusznie założyła rękawice i zajęła się wykonywaniem zadania.
Gdy już była w salonie, zaczęła się przyglądać przyjacielowi. Stał obok niej przy stole i rozkładał sztućce.
Myślała o tej pamiętnej kolacji, na której byli parę dni temu. Okoliczności po prostu jej o tym przypomniały. Wciąż pamiętała słodki smak jego ust...
- Ładnie wyglądasz - szepnął jej na ucho. Nie spodziewała się tego.
Blondynka była ubrana w białą koszulę z czarnymi wszywkami, skórzane legginsy i czarne buty na koturnie. Do tego odpowiedni makijaż i lekko pofalowane włosy.
- Oj przestań - zaczerwieniła się i machnęła ręką.
Jej brat Rocky to zauważył, a nawet usłyszał. W końcu robił to samo, co Ell. Był blisko.
- Uuuu. Delly i Elli romansują przy pracy - zaczął podśpiewywać. Dość głośno.
Oboje w tym samym czasie pokazali mu język. Chłopak tylko podniósł ręce w geście obronnym i oddalił się po resztę nakrycia stołu.
Nagle drzwi frontowe się otworzyły. Do domu wszedł Ross, a za nim Izzy i Vicky. Wszyscy spojrzeli na nich.
- Zgadnijcie kto przyszedł! - wypowiedziawszy te słowa, blondyn położył swoje dłonie na biodrach. Zrobił poważną minę.
Brakowało mu tylko czerwonej peleryny i byłby nowy Superman...
- No! W samą porę! Masz - Riker wręczył mu miotłę - Zmęczyłem się. Teraz ty możesz trochę pozamiatać.
Ross zrobił kwaśną minę. Dziewczyny stojące za blondynami zaczęły się śmiać z tej sytuacji.
- A wy możecie pójść pooglądać telewizję - zwrócił się do nich Ross. Wskazał palcem na plazmę stojącą po drugiej stronie salonu.
Isabelle przytaknęła i wraz z przyjaciółką poszła w wskazane miejsce. Cała krzątanina w tym domu trwała jeszcze z pół godziny. Ale w końcu z kuchni wyszła Stormie z dzwoneczkiem w ręku. Dzwoniła nim oczywiście.
- No kochani! Nareszcie możemy zasiąść do stołu - szeroko się uśmiechnęła do męża i młodzieży zgromadzonej w salonie.
Potem wszyscy powolutku zasiedli przy ogromnym stole, który był pełny od różnych potraw.
______________________________________________________________
Oto rozdzialik :D Jak wam się podoba? Komentujcie! Tak się składa, że teraz jadę tramwajem na basen, więc no xdd Pozdro *macha*