piątek, 17 lipca 2015

Chapter 6

Edmund bieg przed siebie, dopóki nie zabrało mu sił w nogach. Lekko się nachylił i położył swoje dłonie na udach. Ciężko dyszał. Po chwili odwrócił głowę, by spojrzeć za siebie. Nigdzie nie widział Izzy, ani nikogo znajomego. Był sam.
Biegł odkąd wyszedł z Antykwariatu. Chciał być jak najdalej z tego miejsca. Miał nadzieję na ucieczkę od tego, co się wydarzyło. Parę razy ścierał pojedyncze łzy, ściekające po jego policzkach. Nigdy nie płakał, jak teraz. Czuł się słabo.
Ulica, na której się znajdował, była opustoszała. Zero ludzi, zero samochodów. Było to bardzo dziwne, biorąc pod uwagę, że to był dzień powszedni.
Dookoła były tylko jednopiętrowe, bogate, jednorodzinne domki. Wszystkie były białe, ale jednak każdy się od siebie różnił. Była to dość zielona okolica, ponieważ każdy dom posiadał pięknie zadbany ogród.
Ed przetarł ręką po spoconym czole. Drżał. Bał się? Był aż tak zraniony? A może było mu zimno? Nie był do końca pewny z jakiego powodu.
Nagle latarnia nad jego głową zaczęła migać swoim żółtawym światłem. Było to dziwne zjawisko, ponieważ było południe. Światło latarni nie było potrzebne.
Nerwowo rozejrzał się wokół siebie. Zauważył, że wszystkie latarnie przy tej ulicy migały. Chłopak lekko się zdenerwował. Nie wróżyło to nic dobrego.
Nagle zaczął ponownie biec. Gnał do domu, który na szczęście nie był już daleko. Miał złe przeczucia. Czuł, że się zaraz wydarzy coś nienaturalnego. Magia...
Chwilę po tym dziwnym przeczuciu, przeszył go okropny ból w czaszce. Zatrzymał się. Ból był aż tak nagły i natarczywy, że aż jęknął. Zgiął się wpół, trzymając za głowę i padł na chodnik.
Później usłyszał damski głos w głowie. Był dziwnie znajomy.
"A kogo ja tu widzę. Edmund. Chłopak Isabelle. Nareszcie spotykam kogoś znajomego... Jakoś słabo wyglądasz, chłoptasiu. Hahaha... Spójrz na mnie, gdy do ciebie mówię!"
Nagle niewidzialna ręka brutalnie podniosła jego głowę za brodę. Przez chwilę patrzył w pustkę, lecz chwilę po tym coś zaczęło się przed nim pojawiać. Niczym jak kwadracik po kwadraciku na ekranie telewizora. Gdy człowiek w pełni się zmaterializował, rozpoznał właścicielkę tego głosu.
- Ciotka Andie? - wymamrotał z grymasem bólu, malującym się na jego twarzy. Był także wielce zaskoczony.

***

Ross mocno przycisnął Isabelle do siebie. Jego dłonie błądziły po jej plecach i tylko chciały coraz więcej. Brunetka położyła swoje dłonie na jego torsie. Całowali się bardzo namiętnie.
Uczucia dały górę. Ich serca biły tym samym szybkim rytmem. W głowach mieli pustkę. Ich brzuchy rozsadzały miliony motyli. Chemia była taka silna, że aż iskrzyło. Kompletnie stracili nad sobą panowanie.
Po chwili chłopak trochę ją przygniótł do drzwi samochodu. Nie przestawali się całować. Jego ręce powędrowały lekko w dół. Biała koszula Izzy lekko poszła do góry za pomocą rączek blondyna. Musnął jej skórę pleców palcami. Przeszył ją przyjemny dreszcz.
Następnym ruchem Rossa było zaczęcie całowania jej brody i szyi. Brunetka przegryzła dolną wargę. Nawet nie przyszło jej do głowy, by go powstrzymywać. Czuła piękny zapach jego perfum. Czuła jego miękkie blond włosy na sobie. Było jej dobrze. Chłopak zaś miał nieprzyzwoite zamiary.
Na chwilę się od niej oderwał. Już miał wziąć się za rozpisanie guzików jej koszuli, gdy nagle zauważył, że ktoś się im przygląda przez okno. Vicky. Nastolatka stała naprzeciw auta. Miała zadziorny uśmieszek wymalowany na twarzy. 
Blondyn zesztywniał i prędko się odsunął od Isabelle na swoje siedzenie. Ona zaskoczona nie czując jego dotyku, ani ciepła bijącego od jego ciała, otworzyła oczy. Doznała szoku. Nie spodziewała się, że ujrzy przyjaciółkę. Oboje patrzyli na nią przerażeni.
Chwilę później Vicky jakby nigdy nic wsiadła do auta na tylne siedzenie. Cały czas dziwnie się uśmiechała. Para mogła tylko ją obserwować z otwartymi ustami. 
- Oj widzę, że się dobrze bawiliście. Nie zwracajcie na mnie uwagi. Możecie kontynuować swoją zabawę. Z chęcią popatrzę - na koniec swojej wypowiedzi zaczęła się głośno śmiać.
- Vicky... - odezwała się Izzy. Dziewczyna przestała się śmiać, ale dalej patrzyła na przyjaciółkę rozbawionym wzrokiem. 
- Nie? No to się ogarnijcie i możemy jechać - zachichotała.
Ross posłał zadziorny uśmieszek ku Isabelle. Ona na to przewróciła oczami. Następnie blondyn się nachylił i lekko ją pocałował. Uśmiechnęli się do siebie. Na koniec chłopak spojrzał na drogę przed sobą. Wziął głęboki wdech. Chwilę potem było słychać dźwięk silnika i samochód ruszył w stronę domu rodziny Lynch.

***

- Rydel! - wołała Stormie z kuchni - Rydel!!!
W domu panował chaos. Każdy miał wiele obowiązków przed rodzinnym obiadem. Ale o dziwo było w miarę cicho...
Mark wraz z Rylandem myli okna, Rocky i Ellington zajmowali się nakryciem stołu, a Riker zamiatał podłogę w ogromnym salonie. Została nam jeszcze Rydel. Dziewczyna miała pomagać matce w kuchni. Właśnie. Miała...
- Rydel!!! Na miłość boską, chodź tu!!! - kobieta dalej wołała córkę.
Stormie stała przy piekarniku i próbowała wyjąć upieczonego kurczaka z urządzenia. Nie mogła sobie sama z nim poradzić. Był duży, ciężki i gorący.
Była ubrana w swój ulubiony fartuszek z napisem "Big mama". Nie należy ona do najszczuplejszych kobiet, ale jej to w ogóle nie przeszkadzało. Wręcz nawet lubiła to, jak wygląda. Była w stanie z tego żartować.
Pod fartuszkiem miała różową sukienkę do kolan, a jej włosy były upięte w koka. Zdążyła już się przebrać na obiad.
Nagle do kuchni weszła Rydel. Tylko spojrzała na matkę i od razu popędziła jej z pomocą. Obie sprawnie bez słowa postawiły mięso na specjalnej tatce na blacie.
- No to teraz słucham. Coś ty robiła tyle czasu? - Stormie spokojnie zapytała blondynkę, posyłając jej przelotne spojrzenie.
- Przez 20 minut próbowałam dodzwonić się do Rossa.
- Pięknie... Odebrał w końcu?
- Tak. Jedzie tu wraz z Isabelle i jej przyjaciółką Vicky.
- No to ładnie. Wreszcie poznamy tą dziewczynę - szeroko się uśmiechała do córki.
Kobieta chwilę pogrzebała w szufladzie i wyjęła kuchenne rękawice. Były całe w kolorowe kwiaty. Były uderzająco podobne do tych, co przed chwilą używała, ale te miały doszyty napis "Rydel". Wręczyła je dziewczynie.
- Bądź tak dobra i zanieść kurczaka na stół - poprosiła.
Blondynka posłusznie założyła rękawice i zajęła się wykonywaniem zadania.
Gdy już była w salonie, zaczęła się przyglądać przyjacielowi. Stał obok niej przy stole i rozkładał sztućce.
Myślała o tej pamiętnej kolacji, na której byli parę dni temu. Okoliczności po prostu jej o tym przypomniały. Wciąż pamiętała słodki smak jego ust...
- Ładnie wyglądasz - szepnął jej na ucho. Nie spodziewała się tego.
Blondynka była ubrana w białą koszulę z czarnymi wszywkami, skórzane legginsy i czarne buty na koturnie. Do tego odpowiedni makijaż i lekko pofalowane włosy.
- Oj przestań - zaczerwieniła się i machnęła ręką.
Jej brat Rocky to zauważył, a nawet usłyszał. W końcu robił to samo, co Ell. Był blisko.
- Uuuu. Delly i Elli romansują przy pracy - zaczął podśpiewywać. Dość głośno. 
Oboje w tym samym czasie pokazali mu język. Chłopak tylko podniósł ręce w geście obronnym i oddalił się po resztę nakrycia stołu.
Nagle drzwi frontowe się otworzyły. Do domu wszedł Ross, a za nim Izzy i Vicky. Wszyscy spojrzeli na nich.
- Zgadnijcie kto przyszedł! - wypowiedziawszy te słowa, blondyn położył swoje dłonie na biodrach. Zrobił poważną minę.
Brakowało mu tylko czerwonej peleryny i byłby nowy Superman...
- No! W samą porę! Masz - Riker wręczył mu miotłę - Zmęczyłem się. Teraz ty możesz trochę pozamiatać.
Ross zrobił kwaśną minę. Dziewczyny stojące za blondynami zaczęły się śmiać z tej sytuacji.
- A wy możecie pójść pooglądać telewizję - zwrócił się do nich Ross. Wskazał palcem na plazmę stojącą po drugiej stronie salonu.
Isabelle przytaknęła i wraz z przyjaciółką poszła w wskazane miejsce. Cała krzątanina w tym domu trwała jeszcze z pół godziny. Ale w końcu z kuchni wyszła Stormie z dzwoneczkiem w ręku. Dzwoniła nim oczywiście.
- No kochani! Nareszcie możemy zasiąść do stołu - szeroko się uśmiechnęła do męża i młodzieży zgromadzonej w salonie.
Potem wszyscy powolutku zasiedli przy ogromnym stole, który był pełny od różnych potraw.


______________________________________________________________
Oto rozdzialik :D Jak wam się podoba? Komentujcie! Tak się składa, że teraz jadę tramwajem na basen, więc no xdd Pozdro *macha*

sobota, 9 maja 2015

Chapter 5

Isabelle zarumieniła się na słowa Rossa. Musiała się przyznać sama przed sobą, że pocałunek jej także się spodobał. Z chęcią by to powtórzyła. Nawet teraz. Bez względu na okoliczności...
Dziewczyna dostała od ciotki mokrą i lekko zmrożoną chustkę i przyłożyła ją do nosa blondyna. Krew zaczęła wsiąkać w nią jak w gąbkę. Chłopak poczuł ulgę. Przez chwilę nic tylko para patrzyła sobie w oczy. Z godziny na godzinę stawali się sobie bliżsi.
Ed wściekły patrzył, jak jego dziewczyną zajmuje się jego konkurentem. Nie od dziś wiedział, że Izzy jest taką osobą, która lubi pomagać potrzebującym ludziom.
Egoistyczna część chłopaka chciała, by był on jedyną bliską osobą dla niej. Tylko on i ona. Jednak doskonałe wiedział, że to niemożliwe. Nigdy nie będzie jej mieć tylko dla siebie. Wiedział, że nie byłaby szczęśliwa w taki sposób...
Po jakimś czasie Ross uznał, że już nie potrzebuje pomocy brunetki. Gestem ręki pokazał, by zaprzestała swoje zajęcie. Potem wyszeptał ciche słowa zaklęcia. Miał zamknięte oczy. Nagle w jego prawej dłoni pojawił się mały woreczek lodu. Przyłożył go do nosa. Isabelle lekko uśmiechnęła się pod nosem, patrząc na blondyna. Trzymała zakrwawioną chustkę w rękach, a je na kolanach.
W tym samym czasie z krainy myśli Ed'a wyrwała go Kelly. Chłopak w ogóle nie był świadomy, że dziewczyna do niego mówiła.
- To powiesz mi dlaczego to zrobiłeś? - patrzyła na niego z skrzyżowanymi rękami.
- Ale co...? - blondyn był roztargniony.
- No Rossa uderzyłeś - wypowiedziała te słowa z nieudawanymi wyrzutami do niego.
- Nie widziałaś jak się przyssał do mojej Isabelle?! - lekko poczerwieniał na twarzy. Para siedząca na ziemi, spojrzała na niego, a później na siebie. Izzy wstała i wtrąciła się do rozmowy pomiędzy jej siostrą i chłopakiem.
- To, że się całowaliśmy, nie oznaczało, że masz od razu komuś krzywdę robić!
- Ale jesteś moją dziewczyną! Tylko ze mną powinnaś się całować!
- A może tego nie chcę?! Nigdy nie pomyślałeś o moich uczuciach! Zawsze liczyłeś się tylko ty, a ja miałam się przystosowywać pod twoją wolę! Nie chcę tak żyć do końca świata!
- To po co ze mną jesteś?! Ty chyba nigdy mnie nie kochałaś!
- Myślałam, że nasza przyjaźń wystarczy!
W tym momencie zapadła głucha cisza. Ed nie mógł uwierzyć własnym uszom. Jego kochana Izzy nigdy nie czuła tego samego co on... Mimo, że zawsze grał twardziela, to ona go złamała. To właśnie ona złamała mu serce. Nigdy by się tego nie spodziewał...
- To może będzie lepiej jeśli odejdę - powiedział w końcu lekko zachrypniętym głosem.
- Może... - odpowiedziała twardo, bez namysłu.
Spojrzał na nią smutno. Po chwili zwrócił się do blondyna siedzącego na ziemi z lodem przystawionym do nosa.
- Opiekuj się nią. Jeśli nie będziesz dla niej dobry, to się z tobą policzę - Ross zrobił zdziwioną minę na jego słowa.
Ed pogrodziwszy mu palcem, wypuścił powietrze z płuc. Następnie bez słowa wyszedł z Antykwariatu. Drzwi cicho za nim trzasnęły.
Oszołomiona Isabelle stała wciąż w tym samym miejscu. Jej usta były lekko rozchylone. To koniec? Pytała się sama siebie w myślach. Czuła, jakby się dusiła w trumnie własnych błędów, do której sama weszła. Nie chciała tego wszystkiego powiedzieć Edmundowi...
- Izzy? Dobrze się czujesz? - zatroszczyła się Kelly o siostrę. Wszyscy w pomieszczeniu widzieli, że nastolatka jest na wojnie z samą sobą.
- Nie chciałam... - cicho wyszeptała, nie patrząc na dziewczynę. Łzy pociekły jej z oczu.
Ross błyskawicznie odstawił lód i wstał. Po prostu musiał ją przytulić, pocieszyć. Nie ważne co inni pomyślą. Musiał udowodnić, że ona może na nim polegać. Chodź wiedział, że to wszystko to jego wina...
Dziewczyna nie stawiała oporu. Pozwoliła, by się do niej przytulił. Położyła swoją głowę na jego ramieniu. Poczuła się tak... bezpieczniej. Łzy z jej oczu lądowały na koszulce blondyna. On w ogóle nie zwracał na to uwagi. 
Kelly podeszła do ciotki Maddie. Obie ze smętnymi minami patrzyły na parę. Były pewnie, że wkrótce staną się dla siebie bardzo, a to bardzo ważni. Doskonale wiedziały, że Ed był zazdrosny nie z byle powodu. Na kilometr było widać chemię pomiędzy Rossem i Izzy. Nie tylko osoby znajdujące się w Antykwariacie, to widziały...
Nagle Maddie sobie przypomniała o Kronice. Otworzyła księgę i zaczęła wertować kartki. W końcu odnalazła rozdział poświęcony Isabelle. Szturchnęła Kelly w bok i kiwnęła głową. Dziewczyna od razu się domyśliła o co chodzi. Kobieta jest gotowa do odczytania zapisu z Kroniki.
- Już ci lepiej Izzy? - czarnowłosa zwróciła się do siostry, która wciąż była wtulona w chłopaka. Po chwili jednak oderwała głowę od jego ciała.
- No trochę... A co? Chodzi o Kroniki? - zapytała cichym i zachrypniętym głosem. Jej włosy trochę się poplątały.
- Tak. Odnalazłam ciekawy fragment na twój temat, słonko - wtrąciła się ciotka. Nawet na chwilę nie oderwała wzroku od tekstu. Ross i Isabelle przestali się przytulać. Następnie blondyn złapał ją za rękę, by dodać jej otuchy. Podeszli do biurka.
- Jestem gotowa. Możesz zacząć, ciociu.
- No więc tak... "Smoczyca obudzona na skutek śmierci Marka i Theresy Starlight. Jest zrozpaczona ich nieobecnością. Nie ma pojęcia co się dzieje. Czuje wściekłość na strażników i ich rodzinę. Jest rozdrażniona. Potrafi wytropić ich córkę Isabelle. Jest w stanie nawet ją zabić. Odwieczna umowa została zerwana. Teraz jaja Smoczycy mogą ulec unicestwieniu" - cała trójka w napięciu słuchała kobiety.
- O jaką umowę chodzi? No i dlaczego Smoczyca chce mnie zabić? O co chodzi z tymi jajami? - Isabelle zrozpaczona patrzyła na każdego po kolei.
- W średniowieczu nasi przodkowie podpisali pewną umowę. Mieli chronić Smoczycę i jej jaja, a ona gwarantowała wybranym w rodzinie niezwykłą moc i nieśmiertelność. Ze zwykłych ludzi uczyniła czarodziei. A co najważniejsze w umowie był punkt, który mówił, że w przyszłości urodzi się najpotężniejsza czarodziejka w dziejach. Czarodziejka, która będzie królować nad światami. Czarodziejka, która pokona chciwość i złe moce w swojej rodzinie. To jesteś ty, Isabelle - opowiedziała powoli Kelly.
Dziewczyna znała tą historię od rodziców. Po raz pierwszy ją usłyszała jak była dzieckiem. Jeszcze przed narodzinami siostry. Teraz opowiadając to samo, wróciła oczami wyobraźni do przeszłości. Widziała matkę i małą dziewczynkę leżącą w swoim łóżeczku. Czuła tą szczerość w słowach, jak wtedy w matczynej bajeczce. Była wtedy tylko dzieckiem. Nie była świadoma rzeczywistości w niej ukrytej. Jednak wiedziała, że coś jest na rzeczy... 
"W każdej bajce jest ziarenko prawdy". Kelly te słowa zaczęły się obijać echem w głowie. Jak morskie fale o brzeg.
Spojrzała na siostrę. Brunetka oszołomiona stała z lekko uchylonymi ustami. Jej wzrok był w nią wpatrzony. Nie była w stanie wypowiedzieć ani słowa, jakby została magicznie zaklęcia w posąg. Przebiegły ją dreszcze po całym ciele.
- A te jaja Smoczycy mają wielką moc w sobie - zaczął Ross - Są odpowiedzialne za nadzieję, szczęście i dobroć ludzką. Wiesz, co by się działo na świecie, gdyby miłość przestała istnieć...?
- Widziałyśmy je - Izzy przełknęła ślinę - znaczy... ja i Vicky... Nie sądziłam, że są aż takie ważne...
- Jak to Vicky je widziała? Są niewidoczne dla zwykłych ludzi... - wtrąciła się Kelly.
- Isabelle ma moc zdarcia powłoki niewidzialności - Maddie krótko wytłumaczyła.
- Wow... Jeszcze jedno pytanie... Jakie ja mam moce?
Ciotka spojrzała na strony Kroniki. Szukała jakichkolwiek informacji na ten temat.
- Z tego co tu widzę, potrafisz rozmawiać ze zwierzętami, latać, moce 4 żywiołów natury, oddychać pod wodą, zatrzymać czas i go wznowić, przenosić przedmioty, przenieść się w dowolne miejsce, zniknąć i wiele więcej. 
- Serio? - mocno się dziwiła. Nie było jej stać na nic innego...
- Kroniki nie kłamią, moja droga - Maddie pogłaskała dziewczynę po włosach. Uśmiechnęły się do siebie. Nagle telefon blondyna dał o sobie znać.
- Serio? "Loud"? Masz ustawioną piosenkę własnego zespołu na dzwonek? - Kelly zaczęła go wypytywać z ironicznym wyrazem twarzy.
- A co? Nie można...? - posłał jej krótkie spojrzenie - Halo? Rocky?
- Gdzie ty jesteś? Za godzinę zaczyna się obiad rodzinny. Mama się martwi... - blondyn usłyszał głos brata przez telefon.
- Obiad?! Matko, zapomniałem o tym na śmierć... 
- Ohhh. Grabisz se młody - brunet się roześmiał. Ross przewrócił oczami.
- A tak w ogóle to mogę kogoś przyprowadzić? - zapytał trochę nieśmiało. Ukradkiem spojrzał na Isabelle i się uśmiechnął. 
- Czyżby mój mały braciszek znalazł dziewczynę?! - wydarł się do słuchawki. Blondyn aż musiał odsunąć urządzenie od ucha.
- Znajdę cię i zabiję... - powiedział te słowa lekko ściszonym tonem - To mogę?
- Pewnie. To my czekamy tu na ciebie. Bye!
- Do zobaczenia - lekko się zaśmiał i dodał pod nosem - Wariat...
- Mówiłeś coś? - Ross pośpiesznie się rozłączył, usłyszawszy głos Rocky'ego. Spojrzał na swoje towarzyszki. 
- To... Uprzejmie zapraszam na obiad rodzinny u mnie w domu - uśmiechnął się. 
- Ja nie mogę - Kelly i Maddie powiedziały to w tym samym czasie. Wymieniły spojrzenia pomiędzy sobą - Jestem umówiona.
- Okeeey. To ty idziesz Izzy? - chłopak zadał to pytanie z nadzieją w głosie i lekkim uśmieszkiem na twarzy.
- No tak. A mogą pójść z nami także Vicky i Ed?
- Jeśli się tylko zgodzą - blondyn bardzo się ucieszył na jej odpowiedź. 
Nagle Kelly dostała smsa i oświadczyła, że musi już iść. Pożegnała się ze wszystkimi i pośpiesznie wyszła z Antykwariatu. Następnie Ross i Izzy zrobili to samo. Na ulicy chłopak zajął się wyczarowaniem nowego auta, a brunetka obdzwoniła swoich przyjaciół. Vicky zadeklarowała swoją obecność na obiedzie, a Ed nawet nie odebrał od niej telefonu... Para weszła do samochodu i chwilę siedziała w ciszy. 
Isabelle myślała o tym, co się ostatnio wydarzyło. Cała prawda o niej i jej rodzinie wyszła na jaw. Dowiedziała się o swoich mocach. Jaja, atak smoka, mówiący ptak, zatrzymanie czasu... No i koncert. Poznała Rossa i nie ma wątpliwości, że zmienił cały jej świat. To co się wydarzyło dziś pomiędzy nimi... Podobał się jej ten pocałunek, jednak nie śmiała się przyznać sama przed sobą dlaczego. Wszystko co wiedziała to to, że Ed nie zasłużył na taki los...
Ross natomiast myślał o niej. O ich pocałunku. O tym uczuciu, która czuł na sam jej widok. Zastanawiał się, jak dalej potoczą się ich drogi? Pragnął jej. Z całego serca. Ale też było mu szkoda Edmunda...
- Spotkałam cię zaledwie wczoraj, a ty już zmieniłeś całe moje życie. Jeszcze wczoraj ja i Ed byliśmy parą a teraz... - dziewczyna powoli wypowiedziała te słowa.
- Przepraszam... - głos lekko mu się załamał. Ona od razu wyczuła, że coś jest nie tak.
- To nie twoja wina... Nigdy nie czułam czegoś takiego... wyjątkowego do niego... To go boli. Nie nasz pocałunek... - blondyn nie wiedział, co powiedzieć. Milczał, patrząc przed siebie - sama nie wiem, dlaczego z nim byłam... Chyba dlatego, bo brakowało mi miłości. Chciałam zapełnić pustkę... - spojrzała na niego i mówiła dalej - Przepraszam cię Ross. To przeze mnie dostałeś dziś w nos od niego.
Blondyn chwilę tylko patrzył prosto w jej oczy. Nagle zaczął zbliżać się do niej. Gdy byli już bardzo blisko, niespodziewanie skręcił głowę. Wiedział, że to zły pomysł...
- Wybaczenie jako pocałunek? - powiedziała po cichu. 
Po chwili wzięła jego twarz w dłonie. Chciała, by spojrzał na nią. Przez pewien czas patrzyli sobie w oczy. Nagle dziewczyna nachyliła się i pocałowała go. Był zaskoczony, ale też szczęśliwy. Pragnął poczuć jej usta ponownie na swoich, a ona mu to podarowała. Dali się ponieść temu uczuciu... 


_______________________________________________________________
Oto i już następny rozdział trafia do was :D Podoba się?? Zaskoczeni?! XD Well... Komentujta ludy xdd Pozdro :*

wtorek, 7 kwietnia 2015

Chapter 4

Ed już wyszedł na zewnątrz z domu swojej dziewczyny. Za nim wybiegła Vicky. Poczuła, że musi z nim pogadać o tym, co się przed chwilą wydarzyło.
- Hey, Ed! Poczekaj! - krzyknęła za nim. Chłopak jednak nie miał ochoty się zatrzymywać. Tym bardziej nie chciał gadać z przyjaciółką. W końcu dziewczyna go dogoniła. Stanęła mu na drodze, a on ją wyminął - Ed? No ej!
- Czego?! - odwróciwszy się, warknął na nią.
- Co ci się stało...? - zapytała lekko zasmucona jego zachowaniem.
- Nie mam ochoty patrzeć jak ten blond lalunia kręci się wokół mojej Isabelle! - wydarł się.
- Ale ona cię nie zdradza, ani nic... Słyszałeś sam cała historię. To prawda, Ed - próbowała złagodzić sytuację.
- Oczywiście! Broń ich! Vicky, nie jestem głupi! Widziałem jak się zachowywali! Tylko brakowało by się zaczęli tam miziać! Ugh! Słowo daję! Jak znów ujrzę jego cud mordę, to gość straci parę zębów! - chłopak poczerwieniał ze złości.
- Ty po prostu jesteś zazdrosny - zaśmiała się, z tego co stało się oczywiste.
Ed po chwili odwrócił się i zaczął się oddalać od dziewczyny. Nie chciał, by go znów dogoniła, więc zaczął biec przed siebie. W końcu przyjaciel zniknął jej z oczu, a ona postanowiła wrócić do domu jej kumpeli. Chciała chwilę pogadać z Isabelle.

***

W tym samym czasie Ross i Izzy rozmawiali. Jak już wcześniej to uzgodnili, chcą teraz pójść do Maddie. Blondyn ma nadzieję, że pomoże ona nastolatce odkryć jej magiczne moce. Lecz w obecnej chwili ich tematem do rozmowy jest coś innego...
- Masz takie piękne niebieskie oczy... Jeszcze nigdy nie widziałem czegoś aż tak pięknego jak ty - chłopak nie ukrywał, że jest nią zauroczony. Trzymał swoją dłoń na jej policzku.
- Dziękuję - zaśmiała się. On się do niej szczerze uśmiechnął. Następnie po woli zaczął się zbliżać do jej twarzy. Z całego serca chciał, by ich usta złączyły się w pocałunku.
- Okeeey. Może Ed ma trochę racji... - w tym momencie do pokoju weszła Vicky. Para jak poparzona oderwała się od siebie. Później zaczęli się śmiać z tej sytuacji. Dziewczyna tylko stała i patrzyła na nich jak na wariatów - Chciałam tylko powiedzieć, że Ed jest zazdrosny. No i jak widzę... słusznie.
Po tych słowach dziewczyna wyszła. Nie czekała na to co powie jej przyjaciółka. Była niezwykle smutna. Nie mogła uwierzyć w to co widziała. Czy Izzy naprawdę zdradza Eda?
- Od dwóch dni wszystko się sypie... - zabrała głos po chwili nieprzyjemnej ciszy.
- Nie martw się. We wszystkim ci pomogę - przytulił ją.
- Dziękuję - wyszeptała mu we włosy.
Przez dłuższą chwilę trwali w tym uścisku. Oboje potrzebowali siebie nawzajem. Nawet nie byli tego świadomi tak do końca...

***

Ross i Izzy szli powoli ulicą w kierunku Antykwariatu. Rozmawiali o ważnych dla siebie sprawach.
- Od jak dawna wiesz o swoich mocach? - zapytała z nieukrywanym zainteresowaniem.
- Hmm... Miałem 13 lat jak zauważyłem, że dziwne rzeczy się dzieją... Poszedłem z tym do Rydel, a ona dowiedziała się od rodziców o przodku czarodzieju w naszej rodzinie. Na początku myślałem, że sobie ze mnie żartują, ale później jak świadomie coś magicznego zrobiłem... uwierzyłem. Pamiętam jak bardzo się wtedy bałem. To wszystko było jak sen, a do dziś to trwa i... Naprawdę wiem co teraz czujesz.
- Wow... Byłeś małym chłopcem i już wtedy twoje życie wywróciło się do góry nogami... Musiało ci być ciężej niż mi teraz - Isabelle z wrażenia stanęła. Jak sobie wyobraziła małego wystraszonego chłopca, który był młodym czarodziejem, strasznie jej się go zrobiło żal - To musiało być okropne!
- To fakt... Ale spójrz. Dałem sobie radę. Dlatego wierzę, że z tobą będzie tak samo - szeroko się do niej uśmiechnął. Brunetce prawie serce wyskoczyło z piersi...
"On prawie w ogóle mnie nie zna, a jednak wspiera i wiem, że to jest szczere... Słodki z niego chłopak" myślała.
- Dziękuję - tylko na tyle było stać Izzy, która się zarumieniła. Blondyn się uśmiechnął, patrząc na nią. Po chwili kontynuowali swoją wędrówkę.
- A tak w ogóle... Spotkałaś już kiedyś Rydel, co nie?
- Ja? Nie... Nigdy wcześniej jej nie spotkałam - odpowiedziała zgodnie z prawdą.
- Dziwne... Mówiła mi, że cię spotkała...
- Hmm może mnie po prostu widziała wcześniej? - zaśmiała się pod nosem.
- Możliwe... - spojrzał na ich dłonie - Mogę?
- Emm... No dobra - po tym chłopak złapał ją za rękę.
Oboje w tej chwili poczuli przyjemne łaskotanie motyli w ich brzuchach. Było to dla nich o dziwno nowe uczucie. Nawet o tym nie wiedzieli, ale zakochiwali się w sobie coraz bardziej. Izzy kompletnie to nawet do głowy nie przyszło... Ale czy kiedyś to zrozumie? Co się stanie ze związkiem jej i Eda?
- Jest taka szansa, że się kiedyś umówisz ze mną na randkę? - zapytał bez namysłu.
- Nigdy nie mów nigdy - spojrzała w jego urocze brązowe oczka.
Nagle para usłyszała dziwne skrzeczenie. Następnie wiatr mocno powiał. Puścili swoje dłonie i zaczęli się gorączkowo rozglądać wokół siebie. Mieli złe przeczucia...
Dotarli już do centrum Los Angeles. Były to całkiem ciepłe południowe godziny. Bezchmurne niebo. Ulice były dziwnie puste. I ten zapach spalenizny...
Ponownie powietrze przeszył dziwny dźwięk. Tym razem był ogłuszająco głośny i brzmiący złowieszczo. Później miasto ogarnęła ciemność.
Zaniepokojeni Ross i Isabelle spojrzeli w niebo i to co zobaczyli, wstrząsnęło nimi. Ogromny smok latał im nad głowami. Dziewczyna na chwilę wstrzymała oddech.
Stworzenie było wielkości samolotu pasażerskiego. Smoczyca cała była czerwona i jej skórę pokrywały łuski. Dzięki całkiem sporym skrzydłom mogła latać nad ziemią. Jej ogon był niezwykle silny i długi. Co jakiś czas z jej paszczy ulatywał ogień.
Nagle zwierzę zniżyło lot i zaczęło lecieć prosto na bohaterów. Izzy była zdolna tylko krzyknąć z przerażenia.
- Biegnij!
Blondyn wrzasnął tak głośno, jak tylko potrafił. Potem zaczął biec. Na szczęście dziewczyna się ruszyła i podążyła za nim. Smok zionął ogniem, przy okazji niszcząc to, co znalazło się na jego drodze.
Para biegła czym prędzej, ale wciąż za duży dystans dzielił ich od jedynego bezpiecznego miejsca w LA - Antykwariatu.
Ross postanowił wyczarować w biegu samochód. Krótkie zaklęcie i pojawił się przed nimi.
- Wsiadaj! - krzyknął do swojej towarzyszki.
Błyskawicznie wsiedli do pojazdu i chłopak pośpiesznie go odpalił. Ruszyli z miejsca. Niebezpieczny smok siedział im na ogonie. Izzy w lusterku zauważyła ogrom spalonych rzeczy za nimi.
- Daleko jeszcze?! Nie mam ochoty spłonąć żywcem!
- Już zaraz będziemy! - na jego twarzy pojawiły się kropelki potu i napięcie.
Brunetka zobaczyła zbliżającą się chmarę ognia w bocznym lusterku. Pędziła prosto na nich. Dziewczyna z całej siły ściskała pięści ze strachu.
- Uważaj! - krzyknęła spanikowana. Chłopak zrobił unik samochodem, czyli mocno skręcił kierownicę w lewo i ogień ich ominął. Wstrząśnięta Isabelle patrzyła na płomień przez okno. Z wrażenia jej usta się otworzyły.
W końcu para dojechała na miejsce. Szybko wypadli z auta i podążyli do drzwi Antykwariatu. Po chwili byli już bezpieczni w środku budynku. Jednak było jeszcze słychać ryk smoka, królującego na zewnątrz. Oszołomiona dziewczyna patrzyła przez szklane drzwi, oddychając ciężko. Na jej oczach samochód, w którym parę minut wcześniej siedzieli, stanął w ogniu.
Po paru minutach ochłonęli. Musieli się pozbierać po tym, co się wydarzyło dosłownie przed chwilą. Musieli żyć dalej. Taki los...
- Nic ci się nie stało? - zatroskamy blondyn zapytał Izzy.
- Jest w porządku... - dziewczyna odwróciła się do wnętrza pokoju i nie mogła uwierzyć swoim oczom - Wow... Magia...
Isabelle pierwszy raz była w tym miejscu. Była niezwykle zaskoczona najmniejszym szczegółem dotyczącym tego pomieszczenia. Rozglądała się z zachwytem, jednocześnie wchodząc głębiej. Wszystko tu było magiczne, co także wywoływało u niej strach. W końcu nastolatka zauważyła ciotkę Maddie.
- A kogo widzę! Moja mała Isabelle! - kobieta ucieszyła się na znajomy jej widok. Wstała i powoli podeszła do niej. Przytuliła ją na powitanie.
Maddie i Izzy od zawsze były sobie bliskie. Jak była mała, to ciotka często się nią zajmowała. Miały świetny kontakt z sobą. Były sobie chyba bliższe niż matka z córką...
Jednym z najpiękniejszym wspomnień jakie miały to puszczanie latawca. Dziewczyna miała 9 lat. Był piękny, wietrzny dzień. Cały dzień się śmiały, było tak dobrze. Pragnęły cieszyć się chwilą... Wtedy brunetka po raz pierwszy poczuła swoją miłość do powietrza i latania... To wspomnienie wciąż było żywe w ich głowach. Jakby czas się zatrzymał... Nawet nie wiedziały, jak bardzo tęsknią za tym wszystkim, co minęło bezpowrotnie.
- Aww. Jak słodko - Ross się zachwycił widokiem przytulających się członkiń rodziny Starlight.
- Oj chodź do nas - odpowiedziała Maddie. Chłopak posłusznie do nich dołączył.
Cała trójka przytulała się, mając na twarzach wymalowane uśmiechy. Tylko zdjęcie zrobić...

***

Kelly radośnie buszowała w kuchni w domu. Robiła sobie zapiekankę. Wyjęła ją z mikrofalówki i położyła na talerzyku. Następnie wyjęła z lodówki colę. Cały czas podśpiewywała sobie pod nosem "Smile" R5. Mimo, że nie była zbyt wielką fanką zespołu, to jednak uwielbiała tą piosenkę.
Tanecznym krokiem wraz z jedzeniem przeszła z kuchni do salonu. Postawiła swój pokarm na stoliku przed kanapą i usiadła na czerwonym meblu. Wzięła pilota do ręki i włączyła swój ulubiony serial w telewizji. Glee. Później zaczęła konsumować swoją zapiekankę.
Nagle jej program został przerwany. Zaczęto nadawać program informacyjny, który mówił o zniszczeniach w centrum Los Angeles. Pokazywano zdjęcia spalonych części miasta, a dokładniej mówiąc samochody itp rzeczy, które były na ulicach.
Kelly się przeraziła. Przypomniała sobie, że Isabelle wyszła wraz z Rossem właśnie w te okolice. Pośpiesznie odstawiła talerz na szklany stolik i wyłączyła telewizor. Przewidywała najgorsze. Smok się obudził...
Wyjęła telefon z kieszeni i wybrała numer do Edmunda. Była spanikowana, ale jednak miała jeszcze trochę zdrowego rozsądku. Po 3 sygnałach odebrał.
- Przyjedź jak najszybciej do centrum. Tu chodzi o zdrowie Isabelle - nie czekając na jego odpowiedź, rozłączyła się. Następnie porywając torebkę i płaszcz z wieszaka w przedpokoju, wybiegła z domu.

***

W końcu cała trójka się od siebie oderwała. Ross i Isabelle już się uspokoili. Niebezpieczeństwo już minęło. Mogli chodź na chwilę zapomnieć o tym wszystkim.
- To była Smoczyca, prawda? - Maddie poważnie ich zapytała.
- No tak... Tylko, że ja myślałem, że ona śpi... - Ross bezradnie się podrapał po głowie.
- Jak widzę, już tak nie jest. To właśnie ona musi teraz pilnować swoich jaj..  Obudziła się, gdy jej strażnicy umarli. Myśli, że ją opuścili, zdradzili. Dlatego jest agresywna. Isabelle jest ich córką, więc... - Maddie opowiedziała im, to co wiedziała ze świata magii. Nowe wieści roznoszą się tu z prędkością światła... - Zaraz znajdę odpowiednią Kronikę!
Kobieta podążyła do regałów z książkami i zniknęła parze z oczu. W tym momencie Izzy wymownie spojrzała na blondyna.
- To nie fair... Smok chce mnie ukatrupić za to kim jestem...
Zrobiła minę zbitego szczeniaczka. Na to chłopak parsknął śmiechem. Nastolatka do niego dołączyła po chwili. W końcu przestali się śmiać.
- Nie no powaga... Najważniejsze, że nic ci się nie stało - puścił do niej oczko.
- Dlaczego, aż tak się mną martwisz? - zapytała lekko się śmiejąc. 
- Bo jestem twoim aniołem stróżem i na tym polega moje życie - blondyn dotknął jej policzka.
Błyskawicznie zatonęli w swoich oczach. Chłopak nie mógł się powstrzymać i niebezpiecznie zaczął się zbliżać do jej ust. Izzy nawet nie próbowała go odpychać. Oboje stracili kontrolę nad sobą.
W końcu ich usta się połączyły w pocałunku. Uczucie euforii ogarnęło nimi. Było to coś czego jeszcze nigdy nie czuli. Wielkie pożądanie, motyle rozsadzające brzuch, przyjemne dreszcze na całym ciele.
Po pewnym czasie Ross postanowił pogłębić pocałunek. Mocno ją przyciągnął do siebie, kładąc swoje dłonie na jej biodrach. Ona zaś okalała swoimi rękami jego głowę. Całkowicie oddali się sobie. Poddali się temu uczuciu, które obudziło się w ich sercach w czasie pierwszego ich spotkania. Jednak nie trwało to długo...
Nagle do wnętrza Antykwariatu weszli Kelly i Ed. Blondyn zobaczywszy swojego konkurenta całującego się z jego dziewczyną, poczerwieniał na twarzy. Wściekły zbliżył się do pary i ich brutalnie rozdzielił. Następnie mocno się zamachnął i jego ręka miała bliskie spotkanie ze szczęką chłopaka. Ross z wrażenia wylądował na ziemi. Krew mu zaczęła lecieć z nosa. Blondyn dotknął dłonią bolącego miejsca, jednocześnie ścierając małą ilość krwi z twarzy.
- Masz za swoje - Ed mu pogroził palcem.
- Ed! Na miłość boską! Oszalałeś?! - Isabelle wydarła się na niego. Następnie usiadła na ziemi obok poszkodowanego, dotykając jego twarzy - Bardzo boli?
- Bywało gorzej - zaśmiał się. Dodał trochę ciszej, co tylko ona usłyszała - Warto było.


_______________________________________________________________
Oto i jest rozdział 4! xd Wyszedł dłuższy niż chciałam! xdd No trochę się tu działo, co? Mam nadzieję, że się wam podoba. Mogę liczyć na parę komentarzy? Pozdrawiam!

sobota, 21 marca 2015

LBA nr 1!

Witam! :D Ten post jest poświęcony, jak widzicie, mojej pierwszej nominacji do LBA na tym blogu! Któż to mnie nominował? Moja kochana "ponczek54". Wiesz, że jesteś kochana moja kruszynko, co nie?

Pytania:
1. Jak długo prowadzisz bloga?
2. Ile blogów czytasz?
3. Czy jesteś zaprzyjaźniona z jakimś innym bloggerem?
4. Skąd inspiracja, na rozpoczęcie bloga?
5. Ila masz lat?
6. Jak długo masz jeszcze zamiar prowadzić bloga?
7. Co sądzisz o znajomościach internetowych?
8. Co sądzisz o rockowej muzyce?
9. Jak idzie Ci z angielskim?
10. Ulubiony wykonawca?
11. Ostatnia przeczytana książka?
12. Twój model telefonu.

Odpowiedzi:
1. Ten blog istnieje od 1 stycznia tego roku <3
2. Z tego co widzę, to... czytam 19 blogów!
3. No pewnie i to nie jednym :)
4. Ten pomysł mi się kiedyś przyśnił i na niektóre wątki wpadłam dzięki mojej Wiki <3
5. Od wczoraj 17 :D Tak miałam urodziny 20 marca xD
6. Hmm... Ten postaram się tak długo, jak to jest możliwe :) xD
7. Myślę, że są okey. Mam całkiem sporo takich znajomości i niektórzy rozumieją mnie lepiej, niż ci którzy są w pobliżu...
8. KOCHAM!! <3 Najlepszy gatunek muzyczny na świecie!
9. Bardzo dobrze :D W sumie... Używam go tak często jak polskiego xD
10. R5 i Demi Lovato najlepsi!
11. "Kwiatki św. Franciszka z Aryżu" xD no i teraz czytam (od wakacji......) 4 tom "Darów Anioła"
12. Od wczoraj mam Sony Xperia M2 :3 To mój 5 telefon w życiu xD

Nominuję:

Pytania ode mnie:
1. Mam nadzieję, że zapoznałaś się z treścią mojego nowego bloga xD
2. Lubisz się uczyć?
3. Co myślisz o filozofii?
4. Masz już jakieś plany na wakacje?
5. Opisz najpiękniejszy dzień swojego życia.
6. Lubisz tiramisu tak bardzo jak ja? (xD)
7. Podoba ci się obecne brzmienie R5?
8. Jakie emocje wywołuje u ciebie powolne kończenie się A&A?
9. Też ci się wydaje, że nasz Ross się zmienił? Co myślisz na ten temat?
10. Cieszysz się, że Laura Marano wyda w tym roku płytę?
11. Życzę miłego dnia ;) I nie zapomnij o używaniu swojego pięknego uśmiechu codziennie!

Pozdrawiam i dziękuję za uwagę <3 Pamiętajcie, że was kocham <3 #LoveAndPease

sobota, 14 marca 2015

Chapter 3

Kelly szła główną ulicą znajdującą się nieopodal domu rodziny Starlight. Miała w planach udać się do antykwariatu, w którym miała nadzieję spotkać ciotkę Maddie.
Spotkała się z nią ostatnio dzień wcześniej. Starały się uzyskać jak najwięcej informacji z Kronik na temat Isabelle. Dziś miały kontynuować to zajęcie wraz z posiadaczką niezwykłych mocy. Niestety dziewczyna nie chciała przyjść…
Słońce chyliło się ku zachodowi. Delikatnie różowa poświata stwarzała idealny klimat na spacery dla zakochanych par. Kelly lekko uśmiechnęła się pod nosem.
W końcu czarnowłosa doszła do tajemniczej opuszczonej restauracji. Chwyciła za klamkę i weszła do pustego pomieszczenia. Wszystko co tam było, to białe, gołe ściany. Odwróciła się tyłem do wnętrza i zamknęła drzwi. Jak rozejrzała się po pomieszczeniu, ujrzała ściany pomalowane na bordowy kolor i mnóstwo dywanów nie tylko na podłodze. Dookoła mnóstwo regałów z książkami i ogromne biurko, które było po środku antykwariatu, za którym siedziała głęboko zamyślona nad pewną książką Maddie. Oto jej kryjówka ukryta przez magię.
Od wieków przychodziło tu wielu czarowników, którzy kupowali przeróżne księgi. Od poradników, po żywoty legendarnych postaci, czy opowieściach o mitycznych stworzeniach.
Świat za oknem się nieustannie zmienia, a antykwariat wciąż taki sam. Tak samo jak osoba królująca w tym miejscu. Tak, Maddie jest nieśmiertelną czarodziejką.
Kobieta wygląda na trzydziestolatkę. Ma krótkie lekko podkręcone brązowe włosy, a jej oczy są błękitne. Była ubrana w beżowy zestaw składający się z ołówkowej spódnicy i żakietu.
Nagle ciotka się otrząsnęła i zauważyła znajomą sylwetkę dziewczyny. Uśmiechnęła się do niej, co Kelly odwzajemniła.
- Dzień dobry kochanie. Jak ja dawno cię nie widziałam – złapała się za głowę.
- No rzeczywiście. Od wczoraj – nastolatka się zaśmiała.
- Co racja, to racja – machnęła ręką i wstała – A gdzie jest Isabelle?
- Emm… Isabelle… Ona jest na koncercie R5… Nie miała zamiaru z niego rezygnować… - odpowiedziała lekko zmieszana.
- Koncert R5 powiadasz? – kobieta się na chwilę zamyśliła – Wiem! Coś o tym w Kronikach było!
- Serio? – zaskoczyło to Kelly.
Maddie pośpieszyła do jednego z regałów i wyjęła jedną z ciężkich, wielkich ksiąg. Po chwili leżała ona na biurku i nad nią obie się pochylały. Ciotka założyła okulary i zaczęła przekartkowywać książkę, co czarnowłosa obserwowała. W końcu znalazła rozdział. Był on poświecony Isabelle. Przeczytała na głos pewien fragment. Był on napisany w języku nieznanym dla dzisiejszych ludzi. Starożytna łacina i magiczne symbole…
- „Koncert R5 – spotkanie Rossa Lyncha – jej przewodnika po świecie magii. Dzień ten zmieni wszystko. Nietypowe zdarzenia” – wymownie spojrzały po sobie.
- Ross też jest czarodziejem? – mocno zdziwiła się czarnowłosa.
- No tak… Nie wiedziałaś? Myślałam, że kiedyś spotkałaś Rydel. Jego siostrę… Nic ci nie mówiła?
- Zaraz… To była TA Rydel? I ten Ross? Myślałam, że jakieś fakty mylę czy coś… - podrapała się po skroni bezradnie.
Kelly parę miesięcy temu spotkała w antykwariacie blondynkę. Czekały obie na przybycie Maddie na to miejsce. Opowiadała jej o swoim bracie i wszystkim, czego się dowiedziała na temat jego przeznaczenia. Dziewczyna nie skojarzyła sobie pewnym pasujących do siebie faktów… Między innymi, że to są członkowie ulubionego zespołu jej siostry.
- Tak. To była ona. Widzisz… Bardzo dobrze, że Izzy postawiła na swoim. Tak po prostu miało być – szeroko się uśmiechnęła.

***

Para przez chwilę bez słów patrzyła sobie w oczy. Ross wiedział, że już się w niej zakochał, a Izzy nie wiedziała co robić. Była spanikowana…
Blondyn chciał ją pocałować z całego serca, lecz nie chciał jej wystraszyć. Dlatego musiał się zadowolić patrzeniem na jej delikatne usta i dotykaniem jej warg palcami. Dziewczyna mu na to pozwalała. Nawet się jej to podobało, ale wiedziała, że nie powinna z nim flirtować.
- Jestem twoim aniołem stróżem. Opieka tobą to moje przeznaczenie – powiedział ostrożnie, patrząc jej prosto w oczy.
- Ty też? Znaczy… Ty też jesteś zależny od tego dziwnego świata? Ta cała magia mnie przeraża… - wyznała.
Nie wiedziała dlaczego, ale czuła, że może mu o wszystkim powiedzieć. Że może mu ufać bezgranicznie.
- Oboje należymy do świata magii – odpowiedział spokojnie z poważną miną – Masz takie moce w sobie, o jakich sobie nawet nie śniłaś…
- Skąd wiesz?
- Od Maddie. A dokładniej mówiąc… Z Kronik, które tylko ona potrafi przeczytać – zaczął bawić się jej włosami.
- Znasz moją ciotkę? – zdziwiła się lekko. Na chwilę przestał robić, co robił jeszcze przed chwilą.
- Ty i Maddie… Jesteście spokrewnione? W sumie to nawet ma sens… Co ty na to, by jutro z nią porozmawiać? Poszlibyśmy tam razem i się dowiedzieli czegoś więcej na temat misji, którą musisz wypełnić? Hmm? – złapał ją za rękę i przyłożył jej dłoń do swoich ust. Zamknął oczy.
- My? Ja mam chłopaka… Ma Ed na imię – zaśmiała się bezradnie. Powoli oddaliła swoją dłoń od jego warg.
Wiedziała, że te słowa mogą mu złamać serce, lecz nie mogła mu dawać fałszywych nadziei. Miała chłopaka. Taka była najprawdziwsza prawda…
- Ja… Przepraszam… - poczerwieniał na twarzy i spuścił wzrok.
- Nie musisz przepraszać. Po prostu nie wiedziałeś… A tak zmieniając temat… To ja zatrzymałam czas, co nie…? Nawet nie wiem jak to odkręcić – skrzyżowała bezradnie ręce.
- Ale ja wiem. Pokażę ci – puścił do niej oczko. Izzy się zawstydziła.
Odwrócił ją tyłem i chwycił za jej prawą dłoń. Przez chwilę patrzył na jej szczupłe palce. Po chwili wyprostował każdy po kolei i nagle zgiął wszystkie do środka. Kazał jej wypowiedzieć słowo „Czas”. Po tym oboje wyjrzeli zza kulisów. Ujrzeli, że cała sala ożyła.
- Widzisz? – blondyn uśmiechnął się do dziewczyny.
- No widzę… Tylko teraz pytanie… Jak mam wrócić niezauważona do tłumu pod scenę? I to jak spadłeś ze sceny? W ogóle nic ci się nie stało? Ludzie nie zauważą, ze coś jest nie tak?
- Nie musisz tam wracać… No i przez czary nikt się nie skapnie - zobaczywszy jej zatroskaną minę, dodał ze śmiechem - Nie martw się. Nic mi się nie stało.
- Okey. Skoro tak mówisz… No i tak. Chcę wróci do tłumu. Chcę się po prostu cieszyć tym koncertem w pierwszym rzędzie.
Ostatni raz na nią spojrzał i westchnął. Po cichu wypowiedział zaklęcie. Po chwili Izzy z powrotem znalazła się, gdzie wcześniej była. Rzeczywiście nikt nic nie zauważył. Nawet bawiąca się obok niej Vicky. Po pewnym czasie Ross wyszedł na scenę i koncert trwał dalej. Jakby nigdy nic się nie wydarzyło…

***

Isabelle siedziała w swoim pokoju. Na swoim łóżku. Byli z nią Vicky i Ed. Opowiadała im o swoich wczorajszych koncertowych wspomnieniach. Dziewczyna z twarzy swojego chłopaka wnioskowała, że nie był zadowolony z tego, co słyszał. Szczególnie w momentach, gdy opowiadała o Rossie.
Po koncercie dziewczyna poznała resztę zespołu. Porozmawiała z nimi i blondyn ją odwiózł do domu. Dała mu też swój numer telefonu, z czego bardzo się ucieszył. Obiecał, że następnego dnia zadzwoni i się spotkają. Ten fakt postanowiła na razie nie wyznawać Ed’owi…
Nagle ich rozmowy przerwało pukanie do drzwi. Stał w nich Ross. Ledwo ujrzał Izzy i na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Ed tylko obserwował i skrzyżował ręce na piersi. Nie był zadowolony pojawieniem się konkurenta o względy brunetki.
- Ohh cześć Ross! – uradowana podbiegła do blondyna, który ją mocno przytulił. Po chwili odwróciła się do swoich przyjaciół – Przepraszam was, ale musimy iść do mojej ciotki Maddie.
- Więc to tak się teraz nazywa? – niezadowolony wstał z łóżka.
Ed stanął przed rockmen’em i zaczęli się mierzyć wzrokiem. Była to ich naoczna wojna. Izzy i Vicky spojrzały po sobie. Ta sytuacja nie wyglądała zbyt dobrze…
Chłopak Isabelle w końcu się poddał i bez słowa wyszedł z pokoju, podnosząc ręce do góry. Przyjaciółka dziewczyny pokazała gestem ręki, że idzie z nim pogadać. Ross i Izzy zostali sami.
Dziewczyna z minuty na minutę miała coraz więcej pytań. Każde pozostawało bez odpowiedzi. Ale blondyn, który stał obok niej, dawał jej nadzieję.


_______________________________________________________________
Kolejny! Jest! Yah! Komentujemy? Okey? W piątek moje 17 urodzinki :3 No i dostałam nominację!! Dodam o tym posta już wkrótce xd Ten rozdział jest dla ciebie Wiki :* Dobranoc wam xd

sobota, 28 lutego 2015

Chapter 2

W domu Lynch’ów trwał chaos. Nic nadzwyczajnego. W końcu następnego dnia R5 miało mieć koncert. Każdy chciał się jak najlepiej przygotować do niego.
Jednak jednej osoby brakowało w salonie, gdzie wszyscy byli zebrani. Rydel się rozglądnęła wokół siebie i wstała. Zrozumiała, że jej młodszego brata nie ma. Pośpiesznie udała się po schodach do pokoju nastoletniego blondyna. Po cichu uchyliła drzwi i ujrzała Rossa siedzącego na łóżku. Grał pewną smutną melodię na gitarze.
- Ross? Znowu się martwisz swoją jutrzejszą misją? – weszła do jego pokoju i usiadła obok chłopaka. On przestał grać i podniósł swój smutny wzrok na nią.
Blondyn ma misję. Musi dopilnować, by Isabelle spełniła swoje przeznaczenie i ma ją chronić przed niebezpieczeństwem. Jako jedyny z rodziny posiada niezwykłe moce. Jest młodym czarownikiem. Jego przeznaczeniem jest bycie przy brunetce w każdej chwili życia od dnia, który nadejdzie już wkrótce.
- Tak, bo to już jutro… Boję się, Rydel… - wbił wzrok w podłogę.
- Ale czego się konkretnie boisz? – zapytała zatroskana.
- Widziałaś co jest napisane w Kronikach, co nie? Jutro spotkam posiadaczkę najpotężniejszej magii na świecie… Ona sama nie jest jej świadoma i coś się jutro wydarzy ważnego. Nie wiem czy jestem na to wszystko gotowy…
- Słyszałeś co mówiła Maddie. To twoje przeznaczenie. Musisz pomóc Isabelle. Jesteś tak jakby… jej aniołem stróżem. Mówię ci, nie masz się czego bać. Będzie dobrze – dotknęła jego ramienia w celu dodania otuchy. Blondyn się lekko uśmiechnął.
Maddie jest główną czarodziejką w świecie magii. Coś na rodzaj dyrektora. Tylko ona potrafi czytać Kroniki z przeznaczeniem różnych ważnych osobowości. Ukrywa się w antykwariacie w centrum LA. Miejsce to jest niewidoczne dla zwykłych ludzi. Kobieta jest siostrą ciotki Isabelle – Andie, która próbowała ukraść jaja smoka, które jest odpowiedzialne za nadzieję, szczęście i dobroć ludzką. Rodzice Kelly i Izzy opiekowali się smoczycą, która znosi te niezwykłe jaja. Od dnia ich śmierci, w świecie magii panuje chaos, który Isabelle musi przywrócić, nim serca ludzi zamienią się w kamienie. Rezultatem tego byłaby wojna i ostateczna zagłada ludzkości.
- Wiem, że ją widziałaś… Ładna jest? – Ross podniósł jedną brew do góry i na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmieszek. Dziewczyna zaśmiała się na pytanie brata i ten błysk w jego oczach.
- Jutro się przekonasz – mrugnęła do niego i pociągnęła go za rękę do wyjścia z pokoju.
- A tak w ogóle, w jaki sposób ją rozpoznam? Przecież na sali będzie mnóstwo ludzi… - powiedział, schodząc po schodach. Nim Rydel mu odpowiedziała, byli już w salonie.
- Tak jak mówią Kroniki, jak ją zobaczysz, będziesz po prostu wiedzieć, że to ona – odpowiedziała z bardzo poważną miną i oboje usiedli na wolnych miejscach na kanapie.

***

Izzy siedziała na swoim ulubionym miejscu w swoim pokoju, czyli na parapecie. Patrzyła na świat za oknem i myślała.
Ptaki są takimi pięknymi małymi istotami. Potrafią wzbić się w powietrze, lecieć do chmur. I ten błękit nieba. Latanie w przestworzach jest takie fascynujące… Hmm… Ale właściwie dlaczego ptaki, latanie i niebo tak na mnie działają? Dlaczego mam wrażenie, że to wszystko jest częścią mnie? Hmm… Może to wina tej całej magii… Tylko co to takiego właściwie jest? I te smocze jaja w parku… Dlaczego tylko ja widziałam te światło, które biło od nich? Kim ja właściwie jestem? Sama już nie wiem…
Dziewczyna myślała też o swoich bliskich i wszystkim, co się od rana zmieniło. Myślała o swoim życiu. Scena z prologu…
Po chwili wzięła swój zeszyt. Jest on czymś na rodzaj pamiętnika... Powoli zapisała w nim krótki tekst.
„Myślałam, że znam siebie…”
Nagle jej wzrok przykuł mały wróbelek, który przez otwarte okno wleciał do jej pokoju. Jakby nigdy nic wylądował na jej kolanie.
- No co jest mały? Hmm… Może ty mi powiesz, kim jestem? – zapytała ptaka beznamiętnym tonem.
- Jesteś czarodziejką – odpowiedział jej.
Brunetka błyskawicznie zerwała się na równe nogi. Ptaszyna spokojnie wzbiła się w powietrze i znajdowała się przed nią.
Isabelle była przerażona tym, co się przed chwilą wydarzyło. Miała ochotę uciec gdzieś, gdzie nie miałaby kontaktu z tym dziwnym światem. Po chwili mała samotna łezka popłynęła po jej policzku. Zrozumiała, że nigdy nie była normalna i nigdy nie będzie.
W końcu wróbel wyleciał przez okno i dziewczyna została sama. Wszystko co teraz pragnęła to rozmowa z Vicky.
Starła ciecz z twarzy i powoli zeszła na dół do salonu. Chciała wydostać się z domu niezauważona, lecz nie udało to się. Kelly ją zatrzymała.
- Oh Izzy! Chodź tu do mnie siostrzyczko! Musimy pogadać - brunetka ciężko wypuściła powietrze z płuc i udała się na kanapę, na której siedziała jej siostra.
- O czym?
- Ty już dobrze wiesz o czym – na te słowa Isabelle przewróciła oczami – Musisz jutro spotkać się z Maddie. Jest to główna osoba, która może ci pomóc w zrozumieniu twoich mocy.
- No dobrze, dobrze. A o której mam to spotkanie? – zapytała spokojnie.
- O 17.
- Co?! Ty chyba sobie ze mnie żartujesz! Jutro o tej porze będę na koncercie R5! – emocje trochę poniosły młodą Starlight.
- No to nie pójdziesz na ten koncert – Kelly było bardzo przykro mówić o tym siostrze. Wiedziała jak bardzo ważny jest dla niej tej zespół.
- Nie ma mowy! Idę z Vicky na ten koncert i mnie nie zatrzymasz! – wrzasnęła.
Po tym wściekła wybiegła z domu. Łzy same cisnęły się do jej oczu. Nic nie było takie, jakie miało być. Nie tak miało wyglądać jej życie. Planowała dzień jutrzejszy już od paru lat. Koncert był dla niej spełnieniem marzeń. Było to dla niej ważniejsze niż wszystko co miała. Nie mogła zmieść myśli, że to mogłoby się nie udać.
W ty momencie szła czym prędzej do swojej przyjaciółki. Liczyła, że Vicky poprawi jej humor, a nawet może jej pomoże.

***

Pokój Isabelle. Dziewczyna stała przed lustrem i się przeglądała. Vicky patrzyła na zachowanie swojej przyjaciółki. Lekko to ją śmieszyło.
Obie były już w swoich strojach koncertowych. Były gotowe na nowe doświadczenia i spełnienie ich największego marzenia. Właśnie dziś idą na koncert R5.
Izzy miała na sobie białą sukienkę z falbankami i skórzaną kurtkę. Na nogach miała swoje ulubione czarne trampki. Wyprostowała włosy. Vicky założyła białą falbaniastą spódnicę, dżinsową koszulę i czerwone trampki. Jej włosy były lekko pofalowane.
Po wczorajszej rozmowie z przyjaciółką, Izzy lepiej się już czuła. Była pewnego tego co robi. Zdecydowała, że idzie na koncert i już. Kropka. Nie zmieni decyzji. Nikt jej nie zatrzyma.
Isabelle odwróciła się do przyjaciółki i ją zapytała z wielkim uśmiechem wymalowanym na twarzy :
- To jak? Gotowa na przygodę życia?
- Gotowa jak nigdy – odpowiedziała jej ze śmiechem.
Po chwili dziewczyny wyszły z domu rodzinnego Starlight. Powolnym krokiem udały się do klubu. Szły pieszo, ponieważ to miejsce nie było zbyt daleko.
Po drodze Vicky zabawiała swoją przyjaciółkę. Obie cały czas się śmiały.
W końcu dotarły do celu. W klubie było już całkiem sporo ludzi. Większość właśnie w ich wieku. Wszyscy tryskali energią.
Cały lokal był w kolorach czarno-czerwonych. Hala była dość dużych rozmiarów. Nie było w niej okien. Pod ścianami stały 3 czerwone kanapy. Wystrój dawał lekko mroczny efekt, ale wydawało się tam przytulnie.
Nagle wszystkie światła zgasły. Vicky się tak mocno wystraszyła, że aż złapała swoją przyjaciółkę za rękę z piskiem. Izzy się zaśmiała pod nosem.

***

Kulisy. Członkowie R5 siedzieli na 2 kanapach w ciemnościach. Rozmawiali.
- Czy myślicie o tym samym co ja? – zapytał Riker reszty zespołu.
- Że korki wysiadły? – odpowiedział mu tępo Rocky.
- Niee… W Kronikach było napisane, że zgaszone światło to oznaka… - zaczęła Rydel i ciężko przełknęła ślinę.
 - Że magia Isabelle się uzewnętrznia… - dokończył lekko spanikowany Ross. Pstryknął palcami i światło z powrotem się zapaliło w całym klubie. Z jego palców ulatywały małe srebrzyste iskierki, które po chwili zniknęły.
- Wooow. Też tak chcę! – wrzasnął Ratliff, który aż wstał z wrażenia. Wszyscy się zaśmiali z zachowania przyjaciela i także wstali.
- Myślę, że już na nas pora – odezwał się najstarszy blondas. Wszyscy po kolei wyszli. Rocky ze swoją gitarą. Ross miał zamiar zrobić to samo co brat, ale jeszcze na chwilę Rydel go zatrzymała.
- Zobaczysz. Będzie dobrze, brat – rozczochrała jego piękne blond włosy. On się do niej uśmiechnął i oboje weszli na scenę.
Światła reflektorów oślepiały członków zespołu. Krzyk fanów był wręcz nieznośny. Cały klub zatonął w muzyce. Koncert się zaczął.
Ross na samym początku miał chwilę wolnego od śpiewania. Przeczesywał wzrokiem tłum. Szukał jednej dziewczyny, która zmieni jego życie. Isabelle Starlight.
Przed dłuższy czas nie wychodziły mu poszukiwania dziewczyny. Wciąż jej nie mógł rozpoznać. Zaczął się obawiać, że nie wypełni swojej dzisiejszej misji.
Gdy już tracił nadzieję, nagle jego uwagę przykuła pewna dziewczyna. Była brunetką i miała białą sukienkę na sobie. Spodobała się mu jej radość z muzyki. Zapragnął poznać ją bliżej. W jego sercu obudziła się rządza szalonej miłości, której smak chciałby poznać właśnie przy jej boku.
W najmniej spodziewanym momencie stracił równowagę i wraz ze swoją gitarą spadł ze sceny. W tym momencie Isabelle była zszokowana tym co się dzieje. Wykrzyknęła jego imię i nagle wszystko w koło się zatrzymało. Zostali zamrożeni w czasie.
Ross szybko się otrząsnął i wstał z ziemi. Wykonał dziwny gest ręką. Izzy nagle razem z nim pojawiła się za kulisami.
Blondyn był bardzo blisko dziewczyny. Spojrzał w jej oczy i zatonął w nich. W tych błękitach, podobnych do krystalicznie czystej wody. Uśmiechnął się do niej szczerze. Delikatnie dotknął palcami dłoni jej policzka.
- Odnalazłem cię Isabelle.
- Co się dzieje? – zapytała lekko spanikowana i zdezorientowana.
Nigdy w życiu nie spodziewałaby się takiego obrotu akcji. Wydawało się jej, jakby śniła. Była w transie. Ale też trochę się jej podobała ta bliskość chłopaka.



_____________________________________________________________
Rozdział 2 jest? Jest :D Jak wam się podoba? I w ogóle co myślicie o fabule? Czekam na szczere opinie :) Pozdrawiam was misiaczki wy moje :*

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Chapter 1

Dziś coś się wydarzy… Czuję to bardzo wyraźnie. Myślała Isabelle, schodząc po schodach na parter piętrowego domu. Myślała, że jest dobrze przygotowana na dzisiejsze niespodzianki… Dzień ten zapowiadał się z pozoru na taki jak inne. Ale nie tym razem… 
Udała się do kuchni, gdzie spotkała siostrę. Jak zwykle zaczęła sobie przygotowywać pożywne śniadanie. Kolorowe kanapki i ciepła herbata. Lecz nie trwało to długo. Czynność tą przerwał głos jej siostry.
- Izzy? Muszę ci coś powiedzieć – zaczęła Kelly, gdy tylko zauważyła jej znajomą sylwetkę.
- No co jest? – zapytała mało zainteresowana.
17-latka ubrała się dziś w podarte dżinsy, białą przewiewną koszulę i w swoją ulubioną dżinsową kurtkę. Na nogach miała czarne trampki. Jej lekko pofalowane długie włosy idealnie współgrały z jej ubraniami. Na jednym ramieniu miała skórzany plecak, a w rękach trzymała słuchawki i telefon, którym była bardzo zajęta w danej chwili.
- Wiesz co się stało z naszymi rodzicami? – usłyszawszy pytanie siostry, dziewczyna na chwilę oderwała wzrok od ekranu urządzenia.
- Tak? Słyszałam już z tysiąc razy historię o ich śmiertelnym wypadku. Oszczędź mi dziś tego – odwróciła się w celu powrotu do kuchni.
- Ale teraz musisz poznać prawdę – powiedziała stanowczo czarnowłosa i tymi słowami zatrzymała siostrę.
- Prawdę? Jak to prawdę? – zaśmiała się nerwowo. Kelly gestem ręki pokazała, by podeszła do niej i usiadła. I to uczyniła, uprzednio chowając telefon wraz ze słuchawkami do plecaka.
- No więc prawda jest taka, że to nie był wypadek. Kojarzysz ciotkę Andie?
- Tak, ale co to ma do rzeczy? – odparła zdezorientowana brunetka.
- Miałaś jechać wtedy z rodzicami, pamiętasz? Ona o ty wiedziała i zesłała złego smoka, by cię zgładził. A to wszystko przez moce jakie drzemią w tobie. Masz niezwykły dar i ważną misję do wypełnienia na świecie. Nie możesz uciec od przeznaczenia Izzy. Magia istnieje i żyje w tobie.
Dziewczyna przez pewien czas bez słowa patrzyła na siostrę. Powoli nerwy zaczynały w niej bulgotać i w końcu nie wytrzymała i wstała. Nie potrafiła zrozumieć tego co usłyszała. To nie było zgodne z naturą świata, którą doskonale znała. Wszystkie słowa jej siostry wydały jej się zbyt nieprawdopodobne i po prostu nie możliwe.
 - Co ty mi tu za bajki opowiadasz?! Magia nie istnieje! Nie jestem dzieckiem! Dziś jest prima aprilis czy co?!
- Nie! Nie rozumiesz, że to twoje przeznaczenie?! Musisz wypełnić tą misję, bo inaczej wszyscy zginiemy! – zagroziła jej, też wstając.
- Nie mam pojęcia o jakiej ty misji gadasz! Mam dość! Idę do szkoły! – zabrawszy plecak, szybko wyszła z domu, trzaskając drzwiami.

***

Super high college mieścił się przy ulicy Zwycięzców w centrum Los Angeles. Szkoła niegdyś była pałacem bogatej rodziny nauczycieli, żyjących w XIX w. W swoim domu nauczali swoją trójkę dzieci jak i wiele innych maluchów. Po śmierci pary potomkowie postanowili oddać tą budowlę na rzecz państwa i stała się z początku prywatną szkołą. Od czasów drugiej wojny światowej w tych murach znajduje się jedno z najlepszych liceów w LA. Właśnie w tej szkole od pokoleń uczyła się rodzina Starlight.
Dzwonek. Był to znak, że lekcje na dziś się skończyły dla licealistów. Isabelle pośpiesznie schowała podręczniki wraz z piórnikiem do plecaka i wyszła z klasy. Po chwili znalazła się poza murami szkoły w drodze do domu. Nagle usłyszała za swoimi plecami znajomy głos.
- Ej Izzy! Poczekaj na mnie! - wołała Vicky. Dziewczyna się zatrzymała i odwróciła do biegnącej przyjaciółki. W końcu ją dogoniła.
- Idziemy gdzieś dzisiaj? Chcę chodź na chwilę zapomnieć o tym, co mi dziś rano siostra powiedziała – westchnęła bezradna.
- Mam świetny pomysł! Pójdziemy do parku na naszą ulubioną miejscówkę i postaramy się dobrze zrozumieć, co twoja siostra miała na myśli.
- Czy ty w ogóle mnie słuchasz? – zaśmiała się.
- No tak, tak, ale myślę, że to najlepsze rozwiązanie tej sprawy – Vicky tak szybko mówiła, że ledwie przyjaciółka ją rozumiała.
- No dobra, niech będzie – uśmiechnęła się do kupeli, która odwzajemniła jej gest.
Po tej krótkiej rozmowie dziewczyny pogrążyły się w swoich myślach. Isabelle zastanawiała się nad swoimi mocami, o których wspomniała jej siostra. Była niezwykle ciekawa co ona takiego potrafi niezwykłego zrobić i co jest jej przeznaczeniem. Chciała to jak najszybciej odkryć.
Dlaczego przez 17 lat nie zauważyłam nic nadzwyczajnego? Rozmyślała, patrząc na wyłaniający się na końcu ulicy park. Spojrzała na ptaki siedzące na latarni i uśmiechnęła się pod nosem. Uwielbiała te latające stworzenia od dzieciństwa.
Wow. Izzy ma nowy fajny plecak. Chciałabym mieć taki czerwony. Dlaczego go wcześniej nie zauważyłam?! Nagle nastolatka usłyszała myśli Vicky. Dziewczyna na początku była pewna, że jej przyjaciółka wypowiedziała te słowa.
- Dzięki. Tylko czemu mówisz o mnie w 3 osobie? – zdziwiła się brunetka.
- Co? Ja przecież nic nie mówiłam – zaśmiała się nerwowo i stanęła w miejscu. Isabelle zrobiła to samo – Ale sobie coś pomyślałam… Izzy! Ty potrafisz czytać w myślach!
- Cicho Vicky, bo jeszcze ktoś usłyszy! – zatkała ręką usta przyjaciółce w geście paniki. Po chwili zabrała rękę.
- Może to twoja moc, o której wspominała Kelly? – powiedziała z poważnym wyrazem twarzy.
- Bardzo możliwe, ale coś mi mówi, że to nie koniec niespodzianek… - po tych słowach dziewczyny w ciszy udały się do parku. Był już blisko, więc doskonale go widziały. Znajdował się po prawej stronie drogi, przy której szły.

***

Obie siedziały na soczyście zielonej trawie w parku. Była to mała polana pomiędzy dwoma ogromnymi drzewami nad jeziorem. Przychodziły w to odludne miejsce od dzieciństwa. Większość szalonych chwil jakie spędziły razem, było tworzone właśnie w tym miejscu.
- A powiedziałaś już Ed’owi? – zapytała zaciekawiona Vicky, która po tych słowach ugryzła cheeseburgera. Uwielbiała tą kanapkę praktycznie od zawsze.
- Jeszcze nie… I nie wiem, czy powinnam mówić – odpowiedziała szczerze Isabelle.
- Dlaczego? Boisz się jego reakcji? – spojrzała czujnie na przyjaciółkę.
- Nawet bardzo… Zapewne uznałby, że ja i Kelly oszalałyśmy… A zmieniając temat, to już wiesz w co się ubierasz na jutrzejszy koncert R5?
Był to akurat piątek. Obie były niezwykle podekscytowane sobotnim wydarzeniem, bo to miał być pierwszy koncert ich ulubionego zespołu, na który pójdą.
- Wiem! Zaraz pójdziemy do mnie i ci pokażę jakie ciuchy wybrałam. Co ty na to? – Izzy pokiwała głową na słowa Vicky.
Dziewczyna nagle zauważyła dziwne światło, sączące się zza krzaków na skraju parku. Po chwili otrząsnęła się z zahipnotyzowania dziwnym zjawiskiem i mocno potrząsnęła za ramię kumpeli.
- Vicky… Czy ty też widzisz te światło? O tam – wskazała palcem. Nastolatka spojrzała w wskazane miejsce.
- Nie widzę nic nadzwyczajnego… - odpowiedziała po chwili. Izzy się zawiodła, ale też zdziwiła i wystraszyła.
- Pójdziesz tam ze mną? – w jej oczach błyszczały iskierki nadziei.
- Ale tam nikt nie chodzi… Tak szczerze się boję tam iść. Bo co jeśli zza krzaka wyskoczy jakiś facet z siekierą?!
- Nie strasz mnie… No chodźmy tam – nalegała. Po jakimś czasie Vicky w końcu pękła i się zgodziła. Izzy bardzo się ucieszyła, na co jej przyjaciółka przewróciła oczami.
Obie zebrały swoje rzeczy i powoli bez słowa udały się w tamto miejsce. Przyjaciółka Isabelle wciąż nie widziała żadnego światła, ona zaś była bliska oślepnięcia przez te mocne białe światło. W końcu doszły do krzaków, zza których dochodziła owa tajemnicza poświata. Bohaterka niepewnie spojrzała na kumpelę, która dodała jej otuchy gestem ręki. Pokrzepiona dziewczyna odgarnęła gałęzie i nagle utraciła kontrolę nad swoim ciałem. Bowiem powoli machnęła prawą dłonią od lewej do prawej strony. Zaciekawiona Vicky spojrzała w dane miejsce i na chwilę wstrzymała oddech.
- Widzę jaja… - zaczęła. Nie potrafiła określić jakiego zwierzęcia. Jeszcze nigdy w życiu nie widziała takiego widoku. 
Na ziemi znajdowało się sporej wielkości gniazdo z pięcioma jajami. Były śnieżno białe z wielkimi czarnymi kropkami. Od nich biło niezwykłe ciepło i jasne białe światło.
- Smoka. Są to smocze jaja… - dokończyła za przyjaciółkę zafascynowana Isabelle z wielkim uśmiechem na twarzy.



_____________________________________________________________
Taa daa :D Rozdział pierwszy leci do was :D Mam nadzieję, że wam się podoba :) No cóż... Tak na dobry początek liczę na więcej niż 2 komentarze xD No i jak wam się podoba wygląd bloga i nowe strony? Szablon zrobiła dla mnie moja kochana Alex i to właśnie jej dedykuję ten rozdział <3 Głowa do góry młoda :* Pozdrawiam was misiaczki <3

czwartek, 22 stycznia 2015

Prolog

Nasza główna bohaterka miała w zwyczaju, od razu po powrocie ze szkoły, siadać na parapecie w swoim pokoju. Robiła to, by pomyśleć, ale też by robić zapiski w zeszycie. Tak samo było i tym razem. Spojrzała przez okno i zatonęła myślami w swoim świecie. A brzmiały tak:

„Jestem kim jestem, a kim jestem? Mam na imię Isabelle i mam 17 lat. Mieszkam w Los Angeles wraz z starszą siostrą Kelly. A co z rodzicami? Taa to skomplikowane i sama nie wiem… No więc tak. Moim marzeniem jest zostać znaną tekściarską. Po prostu kocham muzykę. Jestem troszkę nieśmiała, ale pracuję nad tym. Staram się być cały czas uśmiechnięta i pozytywnie patrzę na świat. Uwielbiam też żartować. Mój ukochany zespół to R5 i wkrótce odbędzie się ich koncert, na którym oczywiście się pojawię! Jestem wysoką ciemną blondynką z niebieskimi oczami. Chodzę do liceum wraz z moimi bliskimi. Edmund i Vicky są moimi przyjaciółmi od dziecka. Znają mnie lepiej niż ja sama! To chyba tyle o mnie. Czas przedstawić moją paczkę.

Edmund – jest to mój 17-letni przyjaciel, którego znam od dawien dawna. Jesteśmy parą od roku, ale tak szczerze… Nie widzę go jako partnera na całe życie. On nie jest moim ideałem… A jaki on jest? Lubi się czasami pobić z kolegami, czasami troszkę nachalny, wydaje się groźny, nieokiełzany, uparty. Ale mimo wszystko potrafi wysłuchać i pomóc, gdy jest taka potrzeba. Jest dla mnie wielkim wsparciem. A jak wygląda? Jest niewiele wyższym blondynem ode mnie z niebieskimi oczami.

Vicky – brunetka o zielonych oczach. W moim wieku. Niezwykle zakręcona z niej dziewczyna. Oczywiście w pozytywny sposób. Razem tworzymy taką parę, że na serio, nie ma większych wariatek od nas. To ona zawsze mnie namawia do szalonych rzeczy i absolutnie nie potrafię sobie wyobrazić życia bez niej. Zawsze mogę liczyć na jej pomoc.

Kelly – moja siostra jest dziewiętnastolatką i chodzi do tej samej szkoły co ja. Jest czasami nadopiekuńcza, ale dzięki temu wiem, że bardzo jestem dla niej ważna. Jest czarnowłosą dziewczyną z niebieskimi oczami. Przebojowa, lubi dobrze się bawić, czyli dużo imprezuje. Jest także odważna i pomocna. Mogę jej o wszystkim powiedzieć i to właśnie ona często pomaga mi dokonywać trudnych wyborów.

Dziś w swoim zeszycie napiszę te krótkie słowa: Myślałam, że znam siebie…”

Izzy jeszcze wtedy nie wiedziała, co się wydarzy w przyszłości. Ale miała przeczucia… Nie wiedziała, jak bardzo jej życie się skomplikuje. Dziś rano odbyła bardzo niemiłą rozmowę z siostrą na temat ich rodziców. No co usłyszała bardzo ją przeraziło. Lecz to co się wydarzy na koncercie jej ulubionego zespołu, wywróci jej życie do góry nogami… Czy uda jej się odkryć kim ona tak naprawdę jest? Czy się śmiertelnie pogubi w wirach swojego przeznaczenia? Odpowiedź na te kluczowe pytania poznamy już  wkrótce…


_____________________________________________________________
Taki oto prolog :) Rozdziały będą się pojawiać (mam nadzieję, że co najmniej!) raz w miesiącu. Liczę na parę szczerych opinii i pozdrawiam was moi kochani czytelnicy! <3

Witajcie!

Taa daa! Mój drugi blog! :D O czym to jest? Jest to opowieść fantasy o 17-letniej Isabelle, która myślała, że wie kim jest. Jednak dowiaduje się całej prawdy o swoim pochodzeniu już w pierwszym rozdziale. Dziewczyna będzie zmuszona poznać i wypełnić swoje przeznaczenie, ale ta podróż przez życie wcale nie będzie prosta. Będą jej towarzyszyć Kelly (siostra), Ed, Vicky (jej przyjaciele) no i R5, a głównie Ross Lynch. Jest to historia pełna magii, miłości i przygód. Mam nadzieję, że wam to zainteresuje :D Prolog pojawi się już za chwilę :)